Czuję się jakby przejechała po mnie sześciotonowa ciężarówka. Głowa mi pęka w szwach, a żołądek fika fikołki. Nie jest dobrze, oj nie. Muszę do łazienki. Zwracam całą zawartość żołądka, ale to wcale nie pomaga. Jest ciągle tak samo o ile nie gorzej. Za jakie grzechy się dałam na to namówić? Dlaczego musiałam znaleźć się w nieodpowiednim miejscu i czasie? Teraz muszę tak się katować, żeby zdobyć jakiekolwiek informacje dla tej suki. Dlaczego sama tego nie zrobi? Przecież mogłaby. A może się czegoś boi? Cholera ją wie. Mimo to nie umiem się przeciwstawić jej. Boję się jej. Boję się sposobu jakim na mnie patrzy. To nie jest wzrok normalnego człowieka. Jest w nim tyle zła, nienawiści i pogardy, że czuję się jakbym malała, kuliła. Nie mam odwagi jej odmówić. Jestem zdolna jedynie do przytakiwania na każde jej słowo.
Jedynie co mnie dziś cieszy to to, że dziewczyny są w takim samym stanie co ja. Wszystkie trzy mamy mega kaca. Każda z nas ma Saharę w gębie i rewelacje żołądkowe. Pomalutku doprowadzamy się do ładu, ale za nim wyjdziemy Adel poczęstowała nas jakaś miksturą. Mówi, że to powinno nam pomóc na kaca. Akurat. Wszystko już sprawdziłam i nic nie działa. Mimo to i tak piję i wracam do domu. Muszę się ogarnąć do wieczora. Kim mnie zje jeśli nie zdam jej raportu.
*Gabriel*
Siedziałem u siebie i próbowałem zabić sobie czas oglądając jakieś denne filmy. Nie miałem co ze sobą zrobić. Szczerze to się trochę obawiałem co mi teraz zrobią. Oni potrafią być okrutni. Cholera dlaczego nie pomyślałem? Czuję się jak skończony idiota. Jak zawsze chce dobrze, ale wychodzi inaczej. Nie wiem co robić. Nie ucieknę. Chyba, że ona mi w tym pomoże. Tylko jak to zrobić? Musi dojść do przemiany, już jest blisko. To już kwestia dni kiedy do tego dojdzie. Ale to będzie za późno. Nie mogę tak długo czekać. Oni będą tu szybciej. Sytuacja wymyka się spod kontroli. Będą chcieli sami to załatwić, a mnie zdegradują. Musze obmyślić jakiś plan. Wszystko musi być jak najdokładniejsze. Nie mogę pozwolić sobie na porażkę.
*Denise*
Czas uciekał, a my dalej nie mamy nic ustalone. Każdy się z każdym spiera tylko ja siedzę na końcu stołu i cierpliwie czekam. Banda nieudaczników. To określenie idealnie ich opisuje. Żadno z nich nie umie się wywiązać z obowiązków. Może i wina leży po części po stronie nieśmiertelnych, ale to i tak ich nie usprawiedliwia. Pracuję z niekompetentnymi ludźmi. Muszę to zmienić. Jest jedyny sposób na to. Nigdy nie popierałam przemocy w sabacie, ale to była wyjątkowa okazja. Zbyt wiele możemy stracić przez ich głupotę. Muszę temu zaradzić.
- Cicho!!! Mówicie co wiecie. Trzeba wszystko rozplanować i zacząć działać.
- Podobno ma się tu zjawić więcej nieśmiertelnych i to w przeciągu paru dni.
- To nie wróży niczego dobrego. To tylko zwiastuje kłopoty. Musimy wszystko przyspieszyć zanim będzie za późno.
- Ale ona nie przeszła przemiany.
- To da się zrobić. Nie na darmo matka mnie przygotowywała do tego rytuału. Ja tym się zajmę. Wy przygotujcie miejsce. Znajdźcie jakąś polanę w lecie i róbcie wszystko jak najdyskretniej. Nikt się nie może dowiedzieć o niczym. Jeśli mnie zawiedziecie nie liczcie na litość. Od razu możecie pakować manatki i uciekać zanim was pozabijam. Zrozumiano? A teraz wynocha, do roboty!
Sama poszłam do ogrodu. Musiałam zebrać zioła do naparu. Trzeba troszkę jej pomóc w przemianie. Była dla nas niezbędna. Tylko jej krew i magia mogły pomóc nam dokończyć rytuał. Bez niej nie było by niczego, więc nie mogłam pozwolić sobie na choćby najmniejszy błąd. Byłam do tego przygotowana. Nie mogłam zawieść mojej rodziny. Gdy wszytko było gotowe zrobiłam obiad i dodałam odpowiednią ilość naparu. Musiała to być potrawa o wyrazistym smaku, który by idealnie komponował się z ziołami z naparu. Wszystko było dokładnie przygotowane. Nie było mowy o żadnym błędzie. Zostawiłam karteczkę Adel i wyszłam. Musiała to zjeść. Tylko ona. Nikt więcej.
*Adel*
Po tym jak Megan poszła do domu razem z Sid poszłyśmy spać dalej. Żadnej z nas nic nie chciało się. Gdy ponownie się obudziłyśmy czułyśmy się o niebo lepiej.
- Ej to na prawdę działa.
- No pewnie, w końcu już nie raz tego próbowałam.
- Nie wyglądasz na taką imprezowiczkę, chociaż po ostatnich imprezach mogłabym polenizować.
- Kiedyś imprezowałam, przed śmiercią matki. To ona zdradziła mi przepis na to cacko.
- A podzielisz się przepisem?
- Może kiedyś ci go sprzedam. A teraz chodź na dół, pewnie umierasz z głodu.
- Oj i to jak.
