środa, 9 lipca 2014

Rozdział 10

*Blake*
 
   Przez cały dzień starałem się do niej zagadać, ale zawsze ktoś z nią był, albo gdzieś znikała mi z oczu. Już myślałem, że nic z tego nie wypali, a tu niespodzianka. Na przerwie obiadowej siedziała sama przy stoliku. Trochę się zdziwiłem, że nie ma koło niej tej dziewczyny z kolorowymi pasemkami. Ostatnio dość często z nią gdzieś łaziła. Były nierozłączne. Może nawet trochę się cieszyłem, że znalazła przyjaciółkę, że w końcu nie jest sama, ale jeszcze trochę i będzie musiała ją opuścić. To trochę zaboli je obie. Niestety taką cenę trzeba ponieść za jej przeznaczenie. Jeszcze nie jedną rzecz straci i nacierpi się. Niejedna osoba diametralnie zmieniła się przez to. Było to dla nich zbyt wiele. Ale ona wydaje się inna. Odkąd ją obserwuję cały czas mnie zadziwia. To jak przez te wszystkie lata nie dawała się złamać i jak radziła sobie z problemami zawstydziło by nie jednego dorosłego. Gdy ja byłem w jej wieku nie byłem taki sprytny. Zazdrościłem jej tego.
   Już miałem podejść gdy dopadł mnie stres. Nie wiedziałem jak zacząć rozmowę. Co powiem cześć, a co dalej? Płyta się zacięła? No przecież powie, że jakiś debil jak będę tak stał i na nią patrzył. Muszę znaleźć jakiś pretekst, żeby podejść. Wtedy to nie będzie podejrzanie wyglądać. Tylko co tu wykombinować? Nie trudno było zauważyć, że coś zawzięcie czyta. Cholera co za inteligent ze mnie. Dlaczego na to wcześniej nie wpadłem?

*Adelaida*

   Czytałam to i czytałam i nic. Za cholerę nie mogłam nic z tego zrozumieć. To było jak czarna magia. Nauczycielce z historii zachciało się, żebym napisała referat o czarownicach z Forestville. Dostałam jakąś starą książkę gdzie miałam niby znaleźć wszystkie potrzebne informacje na ich temat, ale nie mogłam tego przetłumaczyć. To nie była klasyczna łacina jaką znałam. Wyglądało mi to na jej archaiczną odmianę. Zawsze mnie ona interesowała, ale nigdy nie miałam zbyt wiele czasu by jej się uważnie przyjrzeć i nauczyć. Żałowałam bardzo tego. Dziś by było jak znalazł. A jak na złość nie znałam nikogo kto by mi pomógł to rozszyfrować. Kto normalny znał by łacinę, a do tego archaiczną? 
- Cholera. - Zaklęłam pod nosem. 
- Taka ładna dziewczyna, a tak brzydko mówi.
   Przede mną stał jeden z najlepszych przystojniaków w tej szkole. Te jego zielone oczy i ten uśmiech i wszystko rozumiesz. Wiesz dlaczego większość dziewczyn potajemnie za nim wzdycha i przygląda się z uwielbieniem. Może i był niezły, ale nie wywołało u mnie palpitacji serca. Jeśli liczył, że mnie wyrwie to się grubo myli. 
- Gdybyś musiał przetłumaczyć coś z archaicznej łaciny też byś tak ładnie mówił. 
- Jeśli chcesz to ci mogę pomóc. Akurat znam archaiczną łacinę.
- Żartujesz sobie ze mnie?
- Ani trochę.
- To udowodnij to. Masz i tłumacz. - Powiedziałam podając mu książkę. Jakoś nie chciało mi się w to wierzyć. Jakoś nie wyglądał mi na geniusza.
   Okazało się, że się myliłam. On na prawdę umiał tą cholerną łacinę. Był moim jedynym ratunkiem, a miałam dwa tygodnie na oddanie referatu. To akurat sporo czasu by przetłumaczyć to co najważniejsze i coś sensownego napisać. Pozostawała tylko kwestia czy się zgodzi na to. Pewnie będę musiała stanąć na rzęsach, żeby go udobruchać, ale czego się nie robi dla nauki. Postanowiłam zaryzykować. Nie miałam i tak nic do stracenia. 
- Mam prośbę. Mógłbyś mi to przetłumaczyć? Wiesz chociaż fragmenty bo jakoś nie sądzę, że sama dam sobie z tym radę.
- Jasne. Nie ma sprawy. A co konkretnie jest ci potrzebne?
- Wszystko co tu jest o czarownicach z Forestville. 
- Okey. To zróbmy tak. Ja wezmę książkę ze sobą, przejrzę ją i się spotkamy i ci wszystko co się da przetłumaczę. Co ty na to?
- Może być. Byle, abym się ze wszystkim wyrobiła w dwa tygodnie.
- O to się nie martw. Wyrobisz się. - Zadzwonił dzwonek na lekcje. 
- Ja muszę lecieć. Masz tu mój numer i dzwoń jak już przejrzysz to wszystko. 
   Dopiero gdy szłam na lekcje zaczęłam się zastanawiać czy dobrze zrobiłam dając mu mój numer, a nie na przykład e-mail. Było już po fakcie więc pozostało mi mieć nadzieję, że nikomu nie porozdaje mojego numeru. Pod klasą czekała na mnie Sid. Miałyśmy mieć razem francuski. Uśmiechnęła się jedynie widząc mnie, ale nic nie powiedziała. Nie widziałam jej na przerwie, ale mogłam przysiąc, że wiedziała już o mojej rozmowie z zielonookim chłopakiem. Tutaj plotki rozchodziły się szybciej niż cieplutkie bułeczki. Gdy weszłyśmy do klasy wszystkie oczy zwróciły się na nas. Olałam to i usiadłam na samym końcu z Sid. Ledwo co powstrzymywała śmiech. 
- A tobie co?
- Podpadłaś kaszalotom. 
- Że niby komu?
- Oj no paniusiom, które ślinią się na widok Blake'a. 
- To tak nazywa się ten gość ze stołówki?
- No tak. Nie przedstawił ci się?
- Nie. Ja mu z resztą też nie. Zupełnie wypadło mi to z głowy. 
- Oj Adel, Adel. 
- No co?
- Nic. Powiesz chociaż o czym tak zawzięcie dyskutowaliście?
- Pomaga mi przetłumaczyć tekst do referatu. Nic ciekawego. 
   Sydney o nic więcej nie pytała. Z resztą nie było jak gadać bo przyszedł nauczyciel. Nie znosił gdy ktoś mu przeszkadzał w prowadzeniu lekcji. Wystarczyło, że się odezwałeś choć słowem, a już byłeś na jego czarnej liście. Nie dość, że co lekcja cię gnębił to jeszcze zadawał ci od czasu do czasu dodatkowe prace domowe, czyli praktycznie codziennie. Nie było u niego zmiłuj, dlatego większość ludzi siedziała cicho i spokojnie udając, że lekcja jest bardzo interesująca. Tylko wariaci mieli odwagę gadać i robić co chcą. Zazwyczaj nie za dobrze kończyli na tym.
   Po lekcjach miałam wracać z Sydney i Megan. Czekałyśmy na ostatnią, bo musiała jeszcze coś zabrać z szafki. Miało to trwać jak to Meg określiła minutkę, a minęło ich z dziesięć, a jej nadal nie było. Zaczynało nas coś trafiać. Dla zbicia czasu gadałyśmy o ulubionych filmach. 
- No nie żartuj. Też uwielbiasz te horrory? Kurde musimy kiedyś sobie zrobić seans i przez całą noc oglądać jakieś filmy. 
- Całkiem fajny pomysł. Co powiesz w tą sobotę?
- Jestem całkiem za. 
- Tylko u kogo?
- Może być u mnie i tak mojej ciotki praktycznie nie ma w domu, wiecznie gdzieś się ze znajomymi spotyka. Będziemy miały cały dom dla siebie. - Powiedziałam.
- Genialnie. No to mamy ustalone, a kogoś jeszcze bierzemy?
- Możemy zaprosić też Meg. Powinna się ucieszyć.
- Ona by się nie ucieszyła? Ona uwielbia takie nocki. A i nie zdziw się jeśli przyniesie coś mocniejszego. Jak to ona tłumaczy? A już wiem. Każda okazja jest dobra żeby wypić. 
- Spoko tylko abyśmy nie doprowadziły się do takiego stanu jak na imprezie. 
- Nic nie obiecuję. - Zaczęłyśmy się śmiać i w końcu pojawiła się Meg. 
- A ty co zaginęłaś w akcji? Masz już co trzeba?
- Tak, mam. - Lekko przestraszona rozejrzała się w około. 
- Wszystko okej? - Zapytałam.
- Tak. Nic mi nie jest. - Uśmiechnęła się jakby nigdy nic. Wydało mi się to trochę dziwne, ale nie skomentowałam tego. 
- Mamy dla ciebie nowinę. W sobotę robimy u Adel seans cało nocny. Piszesz się na to?
- Ja bym się nie pisała? Weź przestań. Jasne, że tak. To co załatwiamy coś mocniejszego? - Wszystkie trzy spojrzałyśmy na siebie i wybuchnęłyśmy śmiechem.

*Kimberly*

   Zadowolona przyglądałam się jak te trzy idiotki idą do domu śmiejąc się i odstawiając jakąś szopkę. Było mi ich żal. Nie wiedziały co je czeka. Wreszcie znalazłam idealnego szpiega. Przy odrobinie mocy zmusiłam ją by nikomu się o niczym nie wygadała. Choć był moment kiedy się zawahałam czy dobrze zrobiłam. Ta jej cholerna przestraszona mina mogła mnie zdradzić. Musiałam dać jej szybką naukę ukrywania emocji. One, a szczególności ona nie może niczego podejrzewać. Wtedy wszystko pójdzie z dymem. Już ja się postaram o to by wszystko wyszło po mojej myśli. Oj tak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz