Następnego dnia wstałam sporo przed czasem. Miałam z pół godzinki zanim będę musiała wywlec się z cieplutkiej pościeli i pójść do szkoły. Gdyby nie to, że musiałam iść to bym w ogóle nie ruszyła się z łóżka przed dwunastą. Dziś mogłam jedynie sobie o tym pomarzyć. Choć te pół godziny też nie było złe. Miałam więcej czasu dla siebie i wreszcie nie będę musiała robić wszystkiego z językiem na brodzie. Miałabym czas na wszystko, ale jakoś nie mogłam zmusić się do wstania.
Chwilę potem zadzwonił telefon. To była Sydney.
- Siemasz lalu obudziłam cię? - Zapytała.
- No cześć. Nie, a co?
- To bardzo dobrze. Wstawaj z wyrka za jakieś pół godziny będę u ciebie.
- Że co? - Momentalnie usiadłam. - Ale ja jeszcze nie jestem gotowa.
- Spokojnie przecież cię nie będę z tobą robić wywiadu do telewizji. Po prostu pomyślałam, że skoro mamy same siedzieć i szamać śniadanie to dlaczego nie możemy tego zrobić razem. Jeśli nie chcesz to spoko.
- Nie no okey. To niezły pomysł. To za pół godzinki?
- Do zoba.
- No hej.
Szybko wstałam i zaczęłam się szykować. Zrobiłam poranną toaletę i spakowałam torbę bo wczoraj zapomniałam. Na makijaż nie miałam zbytnio czasu więc stwierdziłam, że zrobię to po śniadaniu. Zeszłam na dół i wyjęłam produkty na kanapki i moje ulubione płatki z mlekiem. Nastawiłam wodę na kawę i czekałam na Sid. Niebawem się zjawiła jak zawsze uśmiechnięta od ucha do ucha z torebką papierową.
- Co tam chowasz? - Zapytałam wskazując na torebkę.
- Coś dobrego. Po śniadaniu się przekonasz.
- Okey. Na co masz ochotę? Kanapki? Płatki na mleku? Kawa? Herbata?
- Kurde czuję się jak w restauracji. Biorę płatki i kawę.
Dobry humor Sydney i mi się udzielił. Szybko zapomniałam o moich zmartwieniach i bolących mięśniach. Żartowałyśmy z każdej możliwej rzeczy. Wydawać by się mogło, że będziemy jeść to śniadanie wieczność, a wręcz przeciwnie. Czas leciał jak na złamanie karku.
*Sydney*
Adel wydawała się jakaś smutna, choć się uśmiechała. Jej oczy zdradzały prawdę. Nie wiedziałam co było tego przyczyną, ale stwierdziłam, że gdy będzie chciała to sama mi powie o co chodzi. Nie należałam do wścibskich osób. Zamiast tego robiłam wszystko co w mojej mocy, żeby jej ten humor poprawić i się udało. To nic, że kuchnia wyglądała jakby przeszło przez nią tornado. Ważne, że się lepiej czuła.
Podczas gdy Adel się malowała ja zajrzałam do jej szafy. Miałam jej coś wybrać, żeby było szybciej. Wybrałam szmaragdową koszulę, czarne legginsy i w tym samym kolorze trampki za kostkę. Uwielbiała je, ja z resztą też. Wolałam trampki niż męczyć się ze szpilkami. Do tego wybrałam jeszcze kolczyki z piórkami. Na Adel te rzeczy prezentowały się genialnie. Oczywiście założyła jeszcze stopki, o których zapomniałam z wrażenia. Zawartość jej szafy sprawiła, że ugięły się pode mną nogi. Nie jedna dziewczyna o takiej marzyła. Kopara normalnie opadała.
Droga do szkoły minęła nam bardzo szybko. Mimo, że nie znałyśmy się długo, bo tylko trzy tygodnie to bardzo polubiłam Adelaidę. Była miłą osobą, ale nie lubiła się mocno wyróżniać. Zawsze miała choć chwilę dla mnie. Nigdy nie była arogancka i nie wywyższała się nad innymi. A do tego była niesamowicie utalentowana. Jak ja jej tego zazdrościłam. Zrobiłabym wszystko by być taka jak ona.
*Gabriel*
O rana obserwowałem Adel z ukrycia. Może i miałem się nie wtrącać, ale nie obiecywałem, że nie będę jej pilnował. Nie mogłem wybić sobie z głowy jej na tych schodach na imprezie. Wciąż on do mnie powracał. Wiedziałem, że jeśli pozwolę ją im zabrać nie będzie lepiej, ale przyrzekałem na swoje życie i honor. Musiałem się tego trzymać, ale jakaś cząstka mnie ciągle się buntowała. Ignorowałem ją, ale wydawała się być coraz to głośniejsza. Nie wiedziałem jak długo jeszcze to wytrzymam.
Ni stąd ni zowąd niedaleko mojej kryjówki mignęła mi znajoma postać. Przynajmniej mi się tak wydawało. Nie byłem jednak pewny. Trochę przypominała Kim, ale to nie mogła być przecież ona. Obiecała mi, że wyjedzie stąd. A może mnie okłamała? Nie to nie możliwe. Nie mogła by. Pewnie umysł płata mi figle. Zapewne była to jakaś podobna do niej dziewczyna. Tak. Na pewno.
*Kimberly*
Musiałam dotrzeć tam najszybciej jak się dało. Nikt nie mógł mnie zobaczyć, bo bym miała przerąbane po całości. Chłopaki też by pewnie nieźle po dupie dostali, choć nie za bardzo się martwiłam Gabrielem. Widziałam jak się patrzy na nią. Cholera miałam ochotę mu skręcić kark za to. To nie było zwykłe spojrzenie. Było ewidentnie widać, że coś kombinuje, a znając jego to było sprzeczne z tym co obiecywał. Rzadko kiedy dotrzymywał obietnice. Był też inni niż wszyscy. To mnie przede wszystkim w nim kręciło. Do teraz. No może nadal był cholernie sexowny i nie tylko, ale nie ufałam już mu. Musiałam go mieć pod lupą, ale najpierw musiałam załatwić coś ważniejszego.
Dość sporo czasu mi zeszło zanim znalazłam odpowiedni dom. Trochę się w tym mieście pozmieniało od czasu mojej ostatniej wizyty. Dwadzieścia pięć lat to jednak nie tak mało. Mimo wszystko sam dom się nic a nic nie zmienił. Nadal gdzieniegdzie odpadała z niego farba, a wokoło roznosił się zapach lawendy.Energicznie podeszłam do drzwi i zapukałam. Długo nie musiałam czekać na nią. Musiałam przyznać wyglądała świetnie.
- Witaj Kimberly. Co cię tu sprowadza? - Powiedziała zapraszając mnie do środka.
- Denise kopę lat. Wyglądasz młodziej niż kiedy byłam tu poprzednio.
- Ma się te sposoby.
- No no no. Co tam u ciebie?
- Czego tym razem potrzebujesz?
- A dlaczego miałabym potrzebować czegoś? Może chciałam zrobić ci niespodziankę i wpaść do ciebie na herbatkę?
- Nie ze mną te żarty. Dobrze wiem, że bez przyczyny się tu nie pojawiasz.
- No dobra. Potrzeba mi informacji o pewnej dziewczynie. Wiesz brązowe włosy, oczy, dość wysoka, z osiemnaście lat.
- Jest tu parę takich.
- Ale pewnie tylko jedna z nich jest tutaj od niedawna. - Denise spoważniała. - Czyli ktoś taki jest. Kto to?
- Dam ci dobrą radę. Nie wtykaj nosa tam gdzie nie trzeba.
- Co ci szkodzi? Ooo już wiem. To musi być ktoś twój, albo ważny dla ciebie. Tylko ciekawe moi też się nią zainteresowali. Musi być bardzo wyjątkowa.
- Chyba powinnaś już iść.
- No cóż dzięki za miłą pogawędkę. Do zobaczenia niebawem. - Uśmiechnęłam się zadziornie. To był dopiero początek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz