Kiedy wróciłam z ciocią do domu było po osiemnastej. Znowu musiała gdzieś lecieć więc po raz kolejny zostałam sama. Już miałam się zabierać za czytanie pamiętników mamy kiedy zadzwonił mój telefon. To była Sydney.
- Siemasz lalu. - Powiedziała kiedy odebrałam.
- No hej.
- Co porabiasz?
- Nic ciekawego, a co?
- Co byś powiedziała na małą imprezkę?
- No nie wiem. Jakoś za bardzo nie mam ochoty.
- Oj no weź nie daj się prosić. Jedna mała impreza jeszcze nikogo nie zabiła.
- No dobra.
- Super. Będę u ciebie o osiemnastej. Włóż coś fajnego. Do zoba.
- No cześć.
Zegarek w telefonie wskazywał osiemnastą dwanaście więc miałam niecałe czterdzieści minut na zebranie się. Wyciągnęłam z szafy ubrania i szybko zrobiłam lekki makijaż. Nigdy nie lubiłam tony makijażu na twarzy, dziwnie się czułam z nim i nie podobałam się sobie. Założyłam cienką koszulę z rękawem do łokcia i rurki lekko gdzieniegdzie powycierane. Na nogi włożyłam buty na koturnie. Włosy lekko podkręciłam. Założyłam jeszcze kolczyki, spryskałam się perfumami i byłam gotowa. Przejrzałam się w lustrze. Efekt były zadowalający. Lubiłam się tak ubierać.
Gdy się przeglądałam w lustrze ponownie zadzwonił telefon. Sid już była pod moim domem. Jak się okazało mieszkała na tej samej ulicy, więc miałyśmy rzut beretem do siebie. Wzięłam telefon gdyby ciocia dzwoniła i klucz żeby zamknąć drzwi. Na schodach czekała już na mnie Sydney. Była ubrana w luźną koszulę i krótkie spodenki, a włosy jak zawsze miała rozpuszczone.
- Ale się odstawiłaś. - Powiedziała gdy mnie zobaczyła.
- I kto to mówi. Tak poza tym fajna koszula.
- Twoja też. - Wybuchnęłyśmy śmiechem. - To jakaś telepatia.
- Kto to wie. Dobra to idziemy czy będziemy tak stać i się patrzeć na siebie?
- Idziemy, idziemy. Takiej imprezki nie wolno przegapić, każdy tam będzie.
- Weź mnie nie stresuj.
- Spokojnie będzie fajnie. Poznasz trochę ludzi, rozluźnisz się, wypijemy jakiś rozweselacz i będziemy się świetnie bawić. Megan robi najlepsze imprezy. Zawsze jest masa ludzi i świetna zabawa. Niczego nie brakuje.
- Czyli taki mini projekt x?
- Można tak powiedzieć. Z resztą zobaczysz i się sama przekonasz.
*Blake*
Siedziałem w pokoju i czytałem książkę. Próbowałem choć minimalnie się rozluźnić, ale Gabriel łażący w te i z powrotem po całym domu nie ułatwiał mi zadania. Od samego patrzenia na jego gębę krew w żyłach mi wrzała. Cholernie działał mi na nerwy. Gdyby nie to, że był tutaj potrzebny pewnie wykopałbym go za drzwi. Jak na razie musiałem ugryźć się w język i znosić jego obecność mniej lub bardziej przyjaźnie.
- Słyszałem, że jest dziś jakaś impreza. - Powiedział zjawiając się ni stąd ni zowąd w moim pokoju. Rozsiadł się wygodnie na fotelu i czekał na odpowiedź.
- Tak jest u Megan. - Odpowiedziałem dalej wpatrzony w książkę.
- To co tutaj jeszcze robimy?
- E, siedzimy?
- Nie sądzisz, że powinniśmy pójść na tą imprezę? Ona na pewno tam jest.
- Skąd ta pewność?
- Hymm, no nie wiem.Wiesz gdybym się odstawił tak jak ona i jej kumpela z kolorowymi pasemkami też bym tam poszedł.
- Podglądałeś je?
- Nie, wiesz zrobiłem czary-mary i widziałem je w szklanej kuli. Jasne idioto, że zrobiłem mały zwiad. A teraz rusz ten swój nudny tyłek i się przebierz. Idziemy się zabawić.
- Na serio??
- Masz kwadrans.
- Świetnie.
*Adelaida*
Tak jak mówiła Sid impreza była nie mała. Wszędzie było pełno roześmianych ludzi, którzy świetnie się bawili. W takim towarzystwie nie można było być smutnym, nie dało się. Pierwsze co zrobiła Sid to przedstawiła nas gospodyni. Megan śliczną szatynką z ciemno brązowymi oczami. Na pierwszy rzut oka wydawała się miła i sympatyczna, i taka była. Od razu złapałyśmy kontakt.
- To co dziewczynki pijemy? Piwko czy może coś mocniejszego?
- Ja tam dziś mam ochotę na coś mocniejszego i już wiem co.
- Myślisz o tym samym co ja? - Megan uśmiechnęła się.
- Bazooka Joe! - Powiedziały, a raczej krzyknęły razem.
- Musisz tego spróbować Adel. Jest boski. - Wychwalała Sid.
Nie czekając na moją odpowiedz zaciągnęły mnie do barku i zaczęły mieszać ze sobą trzy likiery aż powstał napój o zielonkawym kolorze. Każda dostała po trzy kieliszki. Każda piła po kolei zawartość swoich kieliszków. Już po pierwszym poczułam znajome uczucie ciepła w żołądku. No to zaczynamy zabawę.
Po shotach poszłyśmy na podwórko za domem gdzie ludzie tańczyli. Znalazłyśmy trochę wolnego miejsca i zaczęłyśmy wywijać. Bawiłam się przednio. Wygłupiałyśmy się i wymyślałyśmy jakieś nowe ruchy. Co jakiś czas chodziłyśmy do tankować i wracałyśmy z powrotem tańczyć. Po paru kolejkach alkohol szumiał mi w głowie. Nie myślałam zbyt trzeźwo. Liczyła się tylko zabawa. Koło północy siadłyśmy zziajane na kanapie cały czas się śmiejąc. Chciałyśmy trochę odpocząć bo zaczęła wyczerpywać nam się energia. Nie trwało to jednak długo. Dj puścił "House party", a Megan wystrzeliła jak proca.
- To moja ulubiona piosenka. Musimy zatańczyć. - Skakała niczym kangur wyrzucając słowa jak z karabinu maszynowego.
Spojrzałyśmy się z Sid na siebie i wybuchnęłyśmy śmiechem. Mimo późniejszych protestów Meg zaciągnęła nas siłą i musiałyśmy tańczyć. Nie powiem, żeby mi to przeszkadzało, ale niedziela zapowiadała się ciężka.
*Gabriel*
Zanim Blake się wypindrzył było grubo po dwudziestej. Normalnie ręce i majtki opadają. Zdążyłem spalić z trzy papierosy i wypić dwa drinki. Dopaliłem do końca ostatniego papierosa i poszliśmy na imprezę. Niczym nie różniła się od tych na których do tej pory byłem. No może aż tyle zgonów już o tej porze nie było. Z głośników sączyła się całkiem dobra klubowa muzyka, a alkohol lał się hektolitrami. Było grubo. Wszędzie gdzie okiem nie sięgnąć widać było roześmiane twarze, aby Blake wyglądał jakby go prowadzili na ścięcie. Ten człowiek mnie załamywał.
- Weź się uśmiechnij, a nie wyglądasz jakbyś miał ochotę stąd zwiać.
- Jakbyś nie wiedział to mam na to ochotę.
- O nie mój królewiczu. Mam plan jak odzyskać twoją zgubę więc zaangażuj się trochę.
- No to mnie wtajemnicz co i jak.
- Nie. Najpierw idziemy coś wypić. Musisz się trochę rozluźnić żebyś wcielił się choć odrobinę w swoją rolę.
Znaleźliśmy barek i zabrałem się za nalewanie wódki. Raz dwa i kieliszki były napełnione. Podstawiłem je pod nos sztywniakowi i spojrzałem się wyczekująco. Czas rozbawić towarzystwo. Bez alkoholu nie ma zabawy. No przynajmniej nie takiej jaką ja lubię.
- No dawaj. Na co czekasz? - Zapytałem zniecierpliwiony.
- Ja mam to sam wypić? Pięć kieliszków na raz?
- Co się tak dziwisz? Jedziesz. Inni też chcą się napić. To nie takie trudne.
- Raz się żyje. - Wypił jednego po drugim.
- No ładnie. Jeszcze jedna kolejka i idziemy się zabawić.
- A co z twoim planem?
- O to się nie martw. Mam wszystko pod kontrolą. A teraz na zdrówko. Za naszą misję. - A kolejne kieliszki poszły w górę.