sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział 20


* Adelaida *

   Poranek już nie był tak optymistyczny. Gdy przypomniałam sobie o przyjaciółkach poczułam pustkę w sercu, która mi od jakiegoś czasu doskwierała. Próbowałam się przekonać, że nauka pomoże mi się z nimi znów zobaczyć, opuścić to miejsce, ale to wcale nie pomagało. Chciało mi się wręcz płakać. To nie tak miało być, nie tak miało wyglądać moje życie. Miało być zupełnie normalne, a zamiast tego dostałam coś takiego.
   Gdy w końcu się uspokoiłam przebrałam się i poszłam na śniadanie. Śmierć dbał o mnie, dogadzał mi w każdy jeden sposób. Mogłam mieć co tylko zapragnęłam. Traktował mnie jak jakąś królową, czy coś w tym stylu. Może było to miłe, ale na dłuższą metę potrafiło wyprowadzić z równowagi nawet człowieka o stalowych nerwach. No bo jak można znieść codziennie po paręnaście razy na dobę pytanie czy jest okey, czy czegoś ci nie potrzeba? Można dostać szału. Nie raz wybuchałam gniewem, ale tłumaczył się, że powinnam przywyknąć do tego typu pytań milion razy na dzień, bo niebawem stanie się to rzeczą codzienną i nie będę mogła uciec od tego. Nie rozumiałam o co mu chodzi, a pytany o wyjaśnienia bardziej szczegółowe wymigiwał się nadmiarem pracy. I jak tu z takim kimś wytrzymać?
   Dziś wyjątkowo nie miałam ochoty zrywać się rano z łóżka. Było mi po prostu zbyt ciepło i przyjemnie by to zrobić. Zastanawiałam się jedynie kiedy przyjdzie Śmierć i zacznie się czepiać, że nie ma mnie na śniadaniu, Traktował to jak świętość i nigdy nie dawał mi spać dłużej niż do godziny ósmej. Nienawidził marnowania czasu. Dziś jednak nie przyszedł. Mijał czas, a ciągle panowała cisza i spokój. Zaniepokoiło mnie to odrobinę. Szybko ubrałam się w to co znalazłam w szafie i zbiegłam na dół. 

* Śmierć *

   Robiła postępy i to duże. Uczyła się szybciej niż mógłbym się tego po niej spodziewać. Idealna uczennica, no dobra to za dużo powiedziane. Idealna by nie celowała we mnie kulą ognia, ale mimo to mogłem być z niej dumny. Przez wieki uczyłem wielu, ale żaden z nich nie zaczynał od zera i nie zrobił na mnie większego wrażenia. Każdy z nich był taki sam. Narcystyczni idioci, którzy sądzili, że mogą mieć wszystko, a okazywało się, że nie dawali sobie rady. Ponosili więcej porażek niż zwycięstw. Nie byli to ludzie, ani nieśmiertelni, a czarownicy. Mieli magię w swoich żyłach. Gdy przychodziło jednak do działania stawali się bezużyteczni, a ja potrzebowałem kogoś odpowiedniego. Kogoś kto nie czeka, działa, nie boi się używać swoich darów. Czekałem na to wiele wieków, aż trafiła się ona. Nie mogłem pozwolić by oni ją dostali. Widziałem już wiele na własne oczy. Widziałem jak oni działają, co robią z takimi jak ona. Nie bez powodu tak niewiele hybryd zostało. Najpierw mydlą im oczy, a potem bum i cię nie ma albo zostajesz ich niewolnikiem i łazisz w tych ohydnych bransoletach lub obrożach. Do końca życia jesteś skazany na ich łaskę lub niełaskę. Nie mogłem pozwolić by i ją to spotkało. Gdy ją po raz pierwszy zobaczyłem coś się we mnie ruszyło. Od tak dawna nic nie czułem. Sądziłem, że wyzbyłem się wszelkiego społeczeństwa, ale dziś mam co do tego wątpliwości. Jest jakby brakującą częścią mnie. Może to dlatego, że przypomina moją siostrę?
   Nie minęła chwila, a Adel była już w salonie. Wyglądała przekomicznie. Koszulkę założyła na lewą stronę, do tego za szerokie spodnie dresowe i grube skarpetki, które zaciągnęła prawie do połowy łydek. Jakby jeszcze było mało jej włosy wyglądały jak gniazdo dla ptaków. Jeszcze ta jej mina zdezorientowana, a ja płakałem ze śmiechu. Jak długo żyłem nigdy nie widziałem czegoś takiego. Nie przypuszczałem, że kiedykolwiek uda mi się coś takiego zobaczyć. 
- A ty z czego się śmiejesz? - Zapytała oburzona. 
- Widziałaś się dziś w lustrze? - Ledwo co  się uspokoiłem, a wystarczyło jedno spojrzenie na nią, a znów zacząłem się śmiać. 
- Bardzo śmieszne. - Odwróciła się na pięcie i pomaszerowała na górę. 
   Gdy wróciła była ubrana już normalnie, a kołtuny zamieniły się w miękkie fale. Udawała, że zabija mnie wzrokiem co wyglądało zabawnie w jej wykonaniu. Wyglądała zupełnie jak Lily w jej wieku. Była tak podobna do niej, a jednak inna. Z wyglądu jedyne co je łączyło to oczy. Miały ten sam kolor i to ciepłe spojrzenie. Za to charakter miały prawie, że identyczny. Tak samo zadziorne, uparte, ale też sympatyczne i przyjacielskie. Wiecznie uśmiechnięte i pełne nadziei. Jak na złość były też magnesem na kłopoty. Jeśli się coś złego działo to w ich obecności. Nie sposób było od tego uciec. Tragedia była nieunikniona. Najgorsze jednak było potem. 

* Sydney *
  
   Zrobili ze mnie mysz laboratoryjną. Ciągle robili badania, testowali. Jakby jeszcze było mało trzymali w izolatce. Po tygodniu czasu myślałam, że dostanę tam świra. Kompletna cisza i sterylność. Jak tak można wytrzymać? Ile jeszcze? Dzień w dzień o to pytałam, ale za każdym razem zostawałam zbyta byle czym. Czasami nawet miałam wątpliwości czy w ogóle kiedykolwiek uda mi się stąd wydostać. Nikt mi nic nie mówił. Było aby zrób to, zrób tamto. Z nudów zaczęłam nawet gadać sama ze sobą. 
   Codziennie wieczorem miałam gościa. Była nim filigranowa blondyneczka o dużych brązowych oczach. Wydawały się niezwykle znajome, ale nie pamiętałam skąd. Co wieczór rozmawiałyśmy o błahostkach, o tym co się dzieje na świecie, a właściwie to ja słuchałam. Blondynka dużo mówiła o Adelaidzie. Nie chciała powiedzieć skąd ją zna, ale bardzo dużo wiedziała, nawet więcej niż ja. Wiedziała gdzie jest i jak się ma. Dzięki temu byłam spokojna. Mówiła też o jakichś czarach, wojnie i potworach. Tylko dzięki niej jeszcze nie ześwirowałam. Dziś też miała przyjść. Czekałam z niecierpliwością na jej odwiedzimy. Miała zdradzić mi tajemnice. 
   Przyszła punktualnie o jedenastej. Jak co dzień miała na sobie sukienkę jak z dawnych lat. Dziś była czarna w białe groszki. włosy do tej pory rozpuszczone zamieniła na wianek z warkocza. Usiadła koło mnie na łóżku i przyglądała mi się przez dłuższą chwilę uważnie. 
- Coś się stało? - Zapytałam.
- Nie, nic. Po prostu nie wiem czy jesteś gotowa. 
- Gotowa na co?
- Na poznanie tajemnicy.
- Dlaczego?
- Ona zmieni cię. Twój sposób w jaki patrzysz na świat się odmieni. Nic już nie będzie takie samo. Z drugiej jednak strony pomoże ci zrozumieć. To co kryje ma wielką wagę.
- Nie do końca rozumiem. Jak ona mi może pomóc.
- Tego ci nie mogę powiedzieć. Dowiesz się sama w swoim czasie. Wszystko po kolei. 
- No dobrze. W takim razie zdradź mi ją. 
   Niespodziewanie znalazła się parę centymetrów przede mną i złożyła pocałunek na moim czole tam gdzie powinno być trzecie oko. Czułam jak ogarnia mnie mrok. Yghh jak ja nienawidziłam tracić przytomność. Ostatnimi czasy działo się to zbyt często. Lecz gdy nastała ciemność równie szybko zamieniły ją przeróżne obrazy, słowa, kolory. Wszelkie tajemnice zostały rozwiane. Dostałam odpowiedzi jakie chciałam, a nawet więcej. Nie wiem jak długo byłam w takim stanie, ale gdy otworzyłam oczy blondynka nadal siedziała na moim łóżku. Przyglądała mi się z lekkim uśmiechem. 
- Kim ty właściwie jesteś? - Mój głos brzmiał jak nie mój, niczym ktoś zupełnie inny. 
- Chaosem. - Uśmiechnęła się złowieszczo. 

niedziela, 9 listopada 2014

Rozdział 19

                                                !!! NOTKA POD ROZDZIAŁEM!!!

*Adelaida*

   Cały następny dzień spędziłam na czytaniu przeróżnych ksiąg i próbach wykonania czegokolwiek o czym tam była mowa. Niestety ciągle kończyło się tym samym, nic się nie działo. Nie raz miałam ochotę rzucić książką o ścianę, wyrzucić ją za okno, ale w ostatniej chwili się hamowałam, bo co by to dało? Kompletnie nic. Ciągle byłabym zamknięta tu z tym szaleńcem bez jakiejkolwiek możliwości obrony. Byłam zdana na jego łaskę, co nie za bardzo mi odpowiadało. Nie miałam pojęcia do czego jest zdolny, obawiałam się najgorszego. Był jak ten przysłowiowy kot w worku, tyle że ja go nie brałam, nie chciałam. 

   Gdy zapadał zmrok nie wytrzymałam. Cisnęłam książką jak najmocniej i wtedy się to stało. Moja ręka zapłonęła najprawdziwszym ogniem. Przyglądałam mu się z podziwem i zachwytem. Gdy straciłam całą wiarę stało się coś takiego. Dotknęłam go drugą ręką, nie parzył mnie, jedynie delikatnie łaskotał. Niedługo potem stałam cała w płomieniach, które mnie nie paliły i

rozkoszowałam się swoim małym zwycięstwem. 
- Niesamowite. Jeszcze czegoś takiego nie widziałem. - Przestraszona podskoczyłam do góry i cisnęłam w niego ogniem. - Ej! Uważaj! To, że on nie robi ci krzywdy nie oznacza, że innym też nie. Władanie ogniem to nie taka prosta sprawa, a to że możesz jak nikt inny cała płonąć wcale tego nie polepsza. Wręcz pogarsza. 
- Dlaczego? - Ogień powoli wygasł. Pozostał jedynie zapach, który świadczył o jego obecności. 
- Bo żywioły ciężko kontrolować. Zazwyczaj aktywują się przez uczucia, co niesie dość często ze sobą wiele strat. Na przykład gdy wpadniesz w szał możesz spalić albo zamrozić coś na czym ci zależy.
- No tak. To ma teraz sens. 
- Więc gdy już to sobie wyjaśniliśmy pozwolisz, że stanę za tobą i będę stamtąd cię kierował co i jak robić. Wiesz tak na wszelki wypadek gdyby kula ognia ci się wymsknęła z rąk.
-  No dobra. Byle, aby szybko bo nie chcę tracić już czasu na nic, chcę się uczyć. 
   Z początku miałam trudności, ale okazałam się pojętnym uczniem i udało mi się to dość szybko opanować. Gdy wybiła północ na zegarze zmęczeni położyliśmy się spać. Zasypiałam z uśmiechem, Wszystko nabierało barw.

*Anthony*

   Mijały dni, godziny, minuty, sekundy i nadal nic. Byłem już na skraju wytrzymałości. Wszyscy moi tropiciele ją szukali, ale na próżno. Zapadła się pod ziemię. Doprowadzało mnie to do szału. Gdzie ona jest?! Musiałem ją mieć, zdobędę ją. Nie ważne jakie poniosę straty, ona będzie i tak moja. 
   Nie mogłem spać. Każdej nocy przyglądałem się ostrzu, którym rozpłatano jej ranę na ciele by zdobyć jej krew, Ciągle część z niej była na ostrzu. Nie zakrzepła tak jak zwykła krew śmiertelnika. Ona zamieniła się w malutkie kryształki. Wyglądało to niezwykle fascynująco. Nigdy me oczy nie widziały czegoś tak zaskakującego i nienaturalnego jak ta krew, a żyłem przez wiele, wiele lat. Przez cały ten czas próbowałem dowiedzieć się jakiej istoty mam krew przed oczami, ale nikt nie wiedział. Każdy był tak samo, jak nie bardziej zdziwiony i zaciekawiony tym stworzeniem. Napawała też strachem, ale nie mnie. Mnie takie coś nie przestraszy, niczego się nie boję. Zamierzałem ją zdobyć, posiąść i oswoić tak by pozostała po kres świata przy mym boku. 

*Blake* 

   Szukałem jej bez wytchnienia. Gdzie się podziała? Co się z nią dzieje? Czy żyje? Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi. Można było dostać szału. Gdy siedziałem bezczynnie myślałem, że oszaleję. Musiałem jej szukać, nic mi innego nie pozostało. Zatraciłem się w tym wszystkim, w niej. Wystarczyło tak niewiele bym padł ofiarą jej uroku. Nie spodziewałem się tego, że to się tak potoczy. Że zakocham się w niej, w tej która nie mi przeznaczona. Pragnąłem o niej zapomnieć, ale nijak nie mogłem. Nie było nigdy nikogo takiego jak ona. Była jedyna w swoim rodzaju. Dzięki temu też była dla mnie niedostępna. Nigdy nie mogłem jej mieć. Należała do mojego brata, Damona. Byli sobie zaręczeni na długo przed tym jak się urodzili. Musieli być razem, do tego zostali stworzeni. 
   Zadzwonił telefon, Na wyświetlaczu pojawiło się imię mojego brata. Nie chciałem odbierać, bo co mu powiem? To co zawsze? Że nadal nic nie wiadomo? W końcu jednak odebrałem. 
- Halo?
- Witaj braciszku. Jak tam sytuacja?
- Bez zmian, nic nadal nie wiadomo, 
- Nie podoba mi się to.  A jak tam ta dziewczyna co ją znaleźliście?
- Dobrze. Sasza przypuszcza, że młoda nabyła jakiejś zdolności. Bada ją codziennie pod każdym kątem jak myszki laboratoryjne. 
- Coś odkryła?
- Wydaje jej się, że widzi duchy. Tłumaczy to, że młoda była na pograniczu śmierci, a ten eliksir czy coś tam zrobił swoje. 
- Z tego co wiem to właśnie on ma takie właściwości. Miał prawie uśmiercić Adelaidę by uaktywnić jej nadludzkie zdolności. Bez nich wiedźma nie mogła by wskrzesić Anthonego. 
- Czyli kluczem do wszystkiego jest ona. Dlaczego?
- Tego do końca nie wiem, mam pewne wątpliwości, ale na ten czas nie będę się nimi dzielił z tobą. 
- No dobrze. Czeka nas chyba jeszcze wiele trudności. Oni też ją chcą.
- Wiem i martwi mnie to. Jest istotą z mroku i światła. Nic dziwnego, że każdy ją chce. 


__________________________________________________________________________

Witajcie Kochani! 
Na samym początku pragnę Was przeprosić za tak długie oczekiwanie na ten rozdział. Mogłabym się długo tłumaczyć, ale to nie zmienia faktów ani przeszłości. Mam nadzieję, że wybaczycie mi tą nieobecność tym nowym rozdziałem. 
Po drugie znowu wracam do pisania! Jej, brakowało mi tego i to bardzo. ;) Co prawda rozdziały nie będą pojawiać się systematycznie, ale postaram się by jak najczęściej pojawiały się nowe. Liczę na to, że zrozumiecie mnie, gdyby nie matura bym pewnie normalnie coś publikowała, tak jak wcześniej, jednak teraz nie jestem w stanie. Mam zbyt dużo na głowie by wymyślać coś ciągle i zarywać noce. 
Mam nadzieję, że pomimo tego wszystkiego pozostaniecie ze mną. Niezmiernie bym była wdzięczna za jakieś komentarze, powiedzcie co myślicie i co o tym wszystkim sądzicie. Wasze zdanie bardzo się dla mnie liczy. Piszcie, pytajcie. Odpowiem na każdy jeden komentarz. :))

                                                                                                  Serdecznie pozdrawiam Alex <3


poniedziałek, 6 października 2014

UWAGA!

   Bardzo mocno Was wszystkich przepraszam, ale niestety w najbliższym czasie nie będą pojawiać się nowe rozdziały, Parę dni temu padła mi grafika w lapku i nie praktycznie nie mam jak pisać dalej. Co prawda mogłabym coś napisać i wrzucić z kompa brata, ale mam do niego dostęp jedynie w późnych porach co trochę uniemożliwia mi robotę i kontakt ze światem. Kolejny rozdział pojawi się jak tylko odzyskam kompa, a do tego czasu proszę Was o wyrozumiałość i cierpliwość. Jeśli ktoś ma jakieś pytania to piszcie komentarze, bądź pytajcie na asku :) (http://ask.fm/kolaa112)

                                                                                             Pozdrawiam serdecznie, Alex <3

sobota, 27 września 2014

Rozdział 18

*Blake*

   Długo czekaliśmy, aż się obudzi. W pewnym momencie zaczęliśmy się zastanawiać czy to w ogóle nastąpi. Nie mieliśmy zielonego pojęcia co czarownice jej zrobiły, ale wiedzieliśmy jedno, to nie było przyjemne. Czarownice nie słynęły ani z delikatności. Były okrutne i robiły wszystko byle aby tylko dojść do celu, osiągnąć go. Kiedy Sydney się obudziła kamień spadł nam z serca. Tylko dzięki niej mogliśmy się dowiedzieć czegokolwiek na temat Adel. Była ostatnią osobą, która ją widziała, ale za nim z nią porozmawialiśmy minęło jeszcze trochę czasu. Obawa przed tym jaka się zbudzi ze snu była zbyt duża, nie wiedzieliśmy co zrobi, czy nie rzuci się na kogoś z nas i nie zabije go. Gdy mieliśmy pewność, że wszystko z nią okey, niezwłocznie się do niej udałem. Wyglądała na przestraszoną, zdezorientowaną. Było mi jej szkoda. Nie powinno jej tu być, nie powinna być w to zamieszana.

*Adelaida*

   Przez parę dni chodziłam spięta i wystraszona. Kompletnie nie wiedziałam co mnie czeka, ale próbowałam nie dać tego po sobie poznać. Starałam się robić to co chce śmierć, bałam się tego co może się zdarzyć jeśli nie będę słuchać. Chciałam stamtąd uciec, ale nie dało się. Nigdzie nie mogłam znaleźć drzwi, a okna były pozamykane na cztery spusty. Pozostawało mi jedynie czekać.
   Dzisiejszego dnia mieliśmy w końcu zacząć ćwiczyć. Nie wiedziałam co ani jak. Niewiedza mi ciążyła. Koło południa śmierć, a właściwie Garett, bo tak się nazywał, zaprowadził mnie do dużego pomieszczenia w centralnej części domu. Wyglądało to jak sala balowa. Ściany były pomalowane niebieską farbą, która zaczynała odpadać, sufit był zdobiony przeróżnymi zdobieniami. Wszystko było stare i zaczynało się niszczyć, a mimo to i tak wyglądało jak żywcem wyjęte z jakiejś bajki.
- Ładnie tu.
- Tak to prawda, kiedyś było jeszcze piękniej. Gdy byłem mały uwielbiałem tu przesiadywać, czułem się jak książę z jednej z baśni, którą czytałem. Kiedyś tętniło tu życie. Było zupełnie inaczej.
- To musiało być niezwykłe. To wszystko wygląda tak niezwykle.
- Tak, ale nie mamy czasu na marzenie i podziwianie. Najwyższy czas zacząć naukę.
- W takim razie od czego zaczynamy?
- Może od tego co wiesz o nieśmiertelnych i śmierci.
- Tak właściwie to nic.
- Kompletnie nic? No oprócz telepatii?
- Nic.
- Więc najpierw musisz poznać trochę wiadomości o tych rasach. Bez tego nie będziemy mogli ćwiczyć.
   I zaczął opowiadać. Z każdą nową wiadomością moje oczy się powiększały i nie mogłam wyjść z podziwu. To było jak sen, w którym wszystko się mogło zdarzyć. Nie mogłam się doczekać, żeby sprawdzić czy i ja to potrafię. Miałam ochotę poderwać się z krzesła i zacząć ćwiczyć, ale z trudem się powstrzymałam. Nie wiedziałam jaką mocą operuję, a co jeśli zrobiłabym komuś krzywdę? Co jeśli bym zrobiła coś strasznego? Wolałam poczekać, aż Garett skończy mówić i zacznie mnie uczyć. Niestety musiałam na to poczekać do jutrzejszego dnia. Dzień się kończył, a on musiał wykonać swoją pracę. Zawiedziona wróciłam do swojego pokoju i położyłam się spać.

piątek, 5 września 2014

Rozdział 17

*Adelaida*

   To co usłyszałam zamurowało mnie. Jak to w ogóle możliwe? Przecież nie miałam żadnych nadnaturalnych mocy, byłam zupełnie przeciętna. To wydawało mi się wręcz niemożliwe. Czułam się jak w jakimś filmie, albo śnie. To nie mogło być prawdziwe, nie było istot nadnaturalnych. A może się mylę? Ostatnio zdarzyło się wiele rzeczy, których nie da się normalnie wytłumaczyć, ale żeby od razu magia i te sprawy? 
- Bijesz się z myślami, ale to normalne. Po pierwszym szoku jest lepiej, przestajecie wypierać prawdę. W końcu się z nią pogodzisz gdy zobaczysz co potrafisz. 

- A może ja tego nie chcę? Ej chwila jak ja to zrobiłam?
- Mówiłem ci, jesteś w połowie taka jak ja. To u nas zupełnie normalne. Przyzwyczaisz się. 
- No dobra załóżmy, że ci wierzę. W takim razie co jeszcze umiem?
- W tym problem, że nie wiem. Jesteś zagadką, jeszcze nikogo takiego nie poznałem, a uwierz istnieję bardzo długo. Z tego co wiem to niewielu ludzi istniało takich jak ty i nie pożyli zbyt długo. Każdy się ich obawiał, bo nie wiedział jakimi mocami władają.
- Cholera, to chyba nie za dobrze co?
- No nie. 
- Więc co zrobimy?
- Sprawdzimy cię. Mamy sporo czasu na to. Musimy się dowiedzieć co umiesz, byś mogła w razie czego się bronić, ale nie sądzę, żeby to było teraz takie konieczne. Wydajesz się bardzo cenna dla nich. Ale to wcale nie zmienia faktu, że musimy się dowiedzieć jak najwięcej o tobie.
    Nie wiedziałam czy mam się z tego cieszyć czy płakać. Tak właściwie to już nie miałam nikogo więc co mogłam stracić? Nic, ale perspektywa spędzenia ze śmiercią choć paru dni napawała mnie lękiem. Nie wiedziałam czego tak na prawdę mam się spodziewać.

*Kimberly*

   Leżałam na starym materacu w podziemnej celi i czekałam aż zabiorą mnie do domu, na proces, ale jakoś nikomu się nie spieszyło z tym. Każdy był zajęty tą przeklętą małolatą. Co w końcu było w niej takiego, że wzbudzała takie zainteresowanie? Co prawda będąc zamkniętą z nią w szopie wyczułam, że jest trochę inna, ale w tamtym momencie kompletnie to olałam bo sądziłam, że to efekt tych wszystkich ziółek naokoło. Teraz już sama nie wiem. Nie mam zielonego pojęcia kim ona jest, ale chciałabym wiedzieć i to bardzo.
   Gdy otworzyły się drzwi nie przypuszczałam, że go zobaczę. To był Gabriel. Nie był w najlepszych humorze. Patrzył się na mnie posępnie, ze złością w oczach. Gdyby mógł to by mnie nimi zabił. 
- Czego chcesz? - Zapytałam machinalnie.
- Od ciebie? Niczego, jesteś praktycznie zbędna. - Jego głos miał wręcz lodowaty ton.
- To co tu robię i gdzie my jesteśmy?
- Jesteś moją kartą przetargową. Powiem, że to wszystko twoja sprawka i wydam cię w ich ręce. Jest wielkie prawdopodobieństwo, że mi uwierzą i darują mi życie. 
- Hahahaha dobry żart. Oni ci nie uwierzą. Już zapomniałeś, że wiedzą kiedy ktoś kłamie, zawsze ich przysyłają na przesłuchania. Nie masz żadnych szans. Skończysz tak samo jak ja. Nie wymigasz się od egzekucji, on nie jest taki łaskawy. 
- Nie znasz go. Nie wiesz do czego jest zdolny.
- Wiem, do masowych egzekucji, mordów. To nie jest świętoszek, nie jedną osobę zabił. 
- Ale nas ocalił, dzięki niemu łowcy nas jeszcze nie powybijali jak zwierzynę.
- Poczekaj jeszcze trochę. Nie będziemy musieli czekać na łowców. 
- Zamknij się. Twoje zdanie się nie liczy. 

*Sydney*

   Ocknęłam się na miękkim łóżku, a wokoło pachniało lawendą. Leżałam w bardzo prostym pokoju. Nie było tu zbyt wiele mebli, a ściany poszarzały ze starości. Sufit był lekko popękany, ale na szczęście nie groził zawaleniem.Pomalutku próbowałam podnieść się do pozycji siedzącej, ale głowa mi na to nie pozwalała. Czułam niemiłosierny ból, jakby ktoś walną mnie w nią obuchem. Jakby tego było mało czułam palący ból w gardle. Wzrokiem odszukałam małą szafeczkę nocną z nadzieją, że znajdę na niej choć szklankę wody. Miałam szczęście bo czekała tam na mnie. Wypiłam ją duszkiem i z powrotem się położyłam. O dziwo z czasem ból zaczął słabnąć i czułam się już o wiele lepiej. Jakiś czas potem mogłam już bez najmniejszego problemu siedzieć, a nawet chodzić. Rozejrzałam się po pokoju, ale niczego nie znalazłam co by mi mogło się przydać. Drzwi były zamknięte więc nie pozostawało mi nic innego aby czekać aż ktoś się zjawi. Położyłam się ponownie na łóżku i czekałam. 
   Nie wiem jak długo czasu minęło bo zasnęłam, ale w końcu ktoś przekręcił kluczyk w drzwiach. Otworzyłam zaspane oczy i nie wiedziałam co mam powiedzieć. To był Blake.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam was, że tak długo musieliście czekać na rozdział, ale przez te dwa ostatnie tygodnie byłam strasznie zabiegana. Od teraz postaram się dodawać nowy rozdział co tydzień lub co dwa w weekend, bo nie wiem ile będę mieć nauki i czy się ze wszystkim wyrobię. Liczę na waszą wyrozumiałość.

                                                                                                                Alex ;)

niedziela, 24 sierpnia 2014

Liebster Blog Adwards

   Kompletnie nie wiem jak mam podziękować Natalii za to wyróżnienie, to wiele dla mnie znaczy. Nie wiem jak wyrazić podziękowania godne tej nominacji. Nie sądziłam, że kiedykolwiek mnie to spotka, to chyba ucieleśnienie marzeń każdego blogera. Dziękuję za to z całego serca. ;) 
   Może najpierw zacznę od tego czym jest Liebster Blog Adwards.

Nominacja Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera  w ramach uznaniaza za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechniania. Po odebraniu nagrody, należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która cie nominowała. Następnie ty nominujesz 11 osób, informujesz ich o tym oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który cię nominował.
 
Oto odpowiedzi na pytania Natalii: 
1. Co zainspirowało cię do prowadzenia bloga?
Zainspirowały mnie inne blogi, które zaczęłam czytać. Jestem marzycielką i uwielbiam wymyślać różne historie. Próbowałam je na początku pisać, ale w końcu postanowiłam napisać własne opowiadanie tak na spontanie, co jakiś czas po prostu wrzucić jakiś rozdział i zobaczyć czy mi się uda. Były wzloty i upadki, parę blogów powstało przed tym i wyszło tak jak wyszło. Zainspirowały też mnie książki, które czytałam. Stwierdziłam, że skoro ich autorki mogły coś takiego napisać to dlaczego ja też bym nie mogła spróbować? 

2. Czerpiesz przyjemność z prowadzenia go?
Tak, to wielka przyjemność prowadzenia takiego bloga. Przede wszystkim ze względu na to, że możesz podzielić się z kimś tymi wszystkimi pomysłami, możesz pokazać mu cząstkę siebie. 

3. Liczy się dla ciebie ilość komentarzy pod postem?
Jeśli mam być szczera to nie za bardzo. Nie to, że nie obchodzi mnie co o moim blogu sądzicie, ale nie dbam o ilość tych komentarzy. Ich treść jest ważniejsza. Poza tym bardziej zwracam uwagę na ilość wejść.

4. Jakie są twoje trzy ulubione blogi?
http://s3condbreathe.blogspot.com/
http://samotnosc-na-zyczenie.blogspot.com/
http://legendarna-lowczyni.blogspot.com/
 
5. Jak najchętniej spędzasz wolny czas?
Zazwyczaj mam go mało, ale najchętniej spędzam go ze znajomymi, pisząc opowiadanie, słuchając muzyki, bądź czytając książki. Jestem prawdziwym molem książkowym. 
 
6. Ile czasu dziennie/tygodniowo spędzasz na bloggerze?
Jestem tu dość często, bo praktycznie wchodzę na niego codziennie by zobaczyć czy są jakieś nowe posty, czy są nowe komentarze lub po prostu zobaczyć czy liczba wejść się zmieniła. Ile dokładnie przebywam na nim nie wiem, nie liczę czasu.
 
7. Ulubiona piosenka?
Mam ich wiele, ale nie wiem dlaczego wciąż wracam do Neon Hitch- Love U Betta. Jest genialna. ;)
 
8. Lubisz czytać książki? Jeśli tak to jakie?
Jak już wcześniej wspomniałam jestem molem książkowym, uwielbiam czytać książki. Można powiedzieć, że jest to mój nałóg. Gdy się w jakąś wczytam trudno mnie z niej wyrwać, tak jak gdybym była w transie. Przeważnie czytam fantastykę, ale od czasu do czasu lubię też sięgnąć do czegoś innego np. horrorów. 

9. Wierzysz, że twoje marzenia mogą się spełnić?
Może nie tyle co wierzę, ale mam nadzieję, że choć w części zostaną zrealizowane. Życie bywa nieprzewidywalne, a marzenia uskrzydlają. Spełnią się tylko wtedy gdy uwierzymy w siebie i swoje możliwości.
 
10. Jakie masz rady dla młodych blogerek?
Przede wszystkim powinnyście być cierpliwe, nie od razu Rzym zbudowano. Nie zawsze wszystko wychodzi od razu, często na początku mamy wiele upadków zanim odnajdziemy swój własny styl i to o czym będzie nasz blog. Uwierzcie w swoje możliwości, bo na pewno jesteście świetnymi osobami, a wasz blog będzie jedyny i niepowtarzalny. Nie starajcie się kopiować innych, odnajdzie w tym siebie i wszystko pomału będzie szło po waszej myśli. Oczywiście będą wzloty i upadki, ale nie poddawajcie się. Po prostu bądźcie sobą i róbcie to co was uszczęśliwia.
 
11. Co ci się podoba w moim blogu?
To, że on jest twój i robisz to co lubisz. Lubię to jak piszesz, nie szukasz wyszukanych słów, twój blog jest prosty, ale ma coś w sobie, że gdy zaczniesz go czytać nie chcesz skończyć.

Nominowani:
 
Pytania dla nominowanych: 
 
1. Co jest twoją siłą napędową?
2. Co daje ci prowadzenie bloga?
3. Wolisz książki czy filmy? 
4. Ulubiony film?
5. Jakie masz hobby?
6. Czym się kierujesz w życiu?
7. Ulubiony serial?
8. Jeśli byś mogła/mógłbyś być istotą nadprzyrodzoną to jaką i dlaczego akurat nią?
9. Jak zaczęła się twoja przygoda z blogowaniem?
10. Czy prowadząc bloga jesteś szczęśliwy/a?
11. O czym marzysz?
 
To by było na tyle i dziękuję jeszcze raz. Mam nadzieję, że nominowane przeze mnie blogi wam się spodobają. Do napisania kochani <3
 

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rozdział 16

*Anthony*

   Wreszcie byłem wolny, pełny mocy. Wszystko było tak jak za starych czasów. Wciąż byłem przystojny, młody i niebezpieczny dla swoich wrogów. Mogłem mieć wszystko, a chciałem ją, moją wybawczynię. Była taka piękna i niedostępna. Miała też w sobie coś mrocznego, czegoś czego nie rozumiałem w pełni. Była idealną kandydatką na moją królową i nią zostanie. Nie obchodzi mnie co ona chce, zrobi to co ja będę uważał za słuszne. Zawsze dostaję to co chcę, a jeśli ktoś się sprzeciwia mi kończy marnie. 
   Ominąłem martwe ciało czarownicy. Biedulka nie takiej przyszłości się spodziewała. Widziałem i czułem wszystko, każde jej wspomnienie, uczucie, marzenie. Teraz ta życiodajna siła należy do mnie. To wspaniałe uczucie. Zapomniałem już jak to jest żyć. Spędziłem ponad dwieście lat zmieniony w tą rzeźbę. Anioł? Na serio? Nie było ich na nic więcej stać? Głupi nieśmiertelni, teraz już nie są w stanie mi zrobić krzywdy, zatańczą tak jak ja będę grał. Nie są w stanie mi zrobić krzywdy, jetem najpotężniejszy, potężniejszy niż byłem poprzednio.
   Próbowałem ją znaleźć, ale na próżno. Zniknęła, ale to nie problem. Przede mną nikt się nie ukryje.

*Blake*

   Przybyliśmy za późno. Ich już nie było. Wszędzie walały się trupy czarownic, nic więcej. Miałem ochotę powybijać każdego, kto by mi w tym momencie wszedł w drogę.
Ledwo co się powstrzymywałem. Jakby jeszcze tego było mało zniknął Gabriel. Góra nie będzie zadowolona. Pewnie pomyślą, że ma coś z tym wspólnego. Sam się zastanawiam czy nie maczał w tym palców. On i Kimberly są do tego zdolni. Byli czarnymi owcami, zawsze pakowali się w kłopoty. Było mi go żal bo pewnie straci głowę, taka była kara za zdradę. Nie było litości dla takich osób. Nie było nas przesadnie dużo więc każdy dbał o ciągłość jego rodu. To było najważniejsze. Nasz gatunek ponad wszystko. 
   Próbowałem ją zlokalizować, ale coś skutecznie zakłócało sygnał, kryło ją. Potrzebowałem tropicieli, którzy już byli w drodze z moim bratem. Nie był zachwycony obrotem spraw. Chciał, żeby to było zrobione po cichu i szybko, a zajęło nam to sporo czasu, a i tak nic z tego nie wyszło. To była moja pierwsza porażka. Zawsze wszystko wychodziło, aż do teraz. Ona była inna. Miała coś takiego w sobie co ją odróżniało od reszty nieśmiertelnych. Nie mogła mieć sobie równych. To mi się w niej podobało, ta inność.
    Wróciłem zdenerwowany do domu. Tam na mnie już czekali wszyscy. Czas zacząć poszukiwania. Nie mogliśmy pozwolić by stała jej się większa krzywda. Była zbyt cenna dla nas, dla mnie.

*Adelaida*

   Ocknęłam się w starym domu. Nie wiem ile czasu byłam nieprzytomna, ale wkurzało to mnie. Miałam już dość tracenia świadomości, dlaczego ja? Byłam wyczerpana. Wszystko mnie okropnie bolało. Ale już się nie bałam. Nie wiem czy to zasługa adrenaliny, szczerze to mnie teraz nie obchodziło. Ważniejsze było to, że mogłam trzeźwo myśleć. Pomimo zmęczenia starałam się nie zasnąć. Rozejrzałam się dookoła. Wszędzie panował półmrok, paliły się jedynie świece. Czułam się jak w szopie na cmentarzu, ale to nie była ta sama szopa. Byłam wręcz tego pewna w stu procentach. Przede wszystkim tu nie pachniało ziołami, a jedynie starością. Poza tym byłam przywiązana do całkiem wygodnego krzesła, a tam takiego nie było. Czułam też obecność kogoś. Obserwował mnie z mroku. Nie powiedział nic, nie pokazał się, po prostu tam był i patrzył na mnie. Mimo wszystko i tak wiedziałam, że tam ktoś jest. Jego wzrok wręcz przewiercał moją duszę na wylot tak jakby badał mnie od wewnątrz, próbował coś znaleźć. 
- Kim jesteś? - Zapytałam osłabionym głosem. 
- Śmiercią. Pytanie jednak jest kim ty jesteś. - Usłyszałam w myślach. Wręcz słyszałam ten męski głos. 
- Jak to zrobiłeś?
- Nie boisz się mnie?
- A powinnam?
- Każdy się mnie boi, jestem w końcu śmiercią. Kim ty jesteś?
- Nikim istotnym. Zwykłym człowiekiem.
- Dlaczego kłamiesz? Przecież widzę, że nie jesteś człowiekiem.
- Wydaje ci się. Jestem człowiekiem, tylko człowiekiem. - Nie wiedziałam o co mu chodzi. Przecież nikim wyjątkowym nie byłam. To nie możliwe.
- A to ciekawe. Ty o niczym nie wiesz, nie wiesz kim jesteś. Nikt ci nie powiedział?
- Ale czego?!
- Jesteś hybrydą. Pół nieśmiertelna, pół śmierć. 
 

piątek, 8 sierpnia 2014

Rozdział 15

*Kimberly*

   Znajdowałam się przy bramie bardzo starego cmentarza. Nikt tu od lat nie był chowany. Każdy o nim zapomniał, no prawie każdy. Stał się on miejscem kultu czarownic, niewielu było śmiałków, którzy odważyli się wejść na jego teren. Zazwyczaj wychodzili inni. Mówili, że widzieli tu straszne rzeczy, nie mogli potem normalnie funkcjonować, więc najczęściej popełniali samobójstwo. Wiedźmy wiedziały jak strzec swojego terytorium przed wścibskimi osobami. Lubiły prywatność. 
   Już z daleka było czuć zapach świec i tych wszystkich ich cudownych roślinek. Przyprawiało to mnie o lekkie zawroty głosy, które ustąpiły dopiero po przyzwyczajeniu się do tych zapachów. Było czuć jeszcze krew i ją. Nie dało się pominąć jej zapachu, pachniała już inaczej, przyjemniej, smaczniej i dojrzalej. A to wszystko przez jej moc, która teraz była w pełni. Czułam od niej przyjemne mrowienie w całym ciele.  Była taka potężna. Niewielu taką miało. Przeważnie pochodzili z bardzo starych rodów i rodzili się z nią. Ale ta wydawała się ciut inna, wyjątkowa. Jakby miała nutkę w sobie czegoś jeszcze. Musiałam się dowiedzieć czego. Musiałam ją mieć.
   Żeby się do niej dostać musiałam się nieźle nagimnastykować. Tutaj nie działała część moich mocy, więc co rusz się potykałam o jakiś nagrobek lub grzęzłam w błocie. W końcu okropnie zdenerwowana doszłam do centralnej części cmentarza. Pośrodku niego stał pomnik. Był to anioł. Jego twarz wyglądała znajomo, ale nie mogłam sobie przypomnieć skąd go znam. To nie było najistotniejsze teraz, musiałam ją znaleźć. Zaczęłam węszyć. Nie mogłam sobie teraz odpuścić. Nie kiedy byłam tak blisko. Na moje nieszczęście jedna z tych jędz mnie zauważyła. Nie miałam czasu uciec. 
   Kiedy ocknęłam się leżałam w szopie koło jakiejś małolaty z kolorowymi pasemkami. Świetnie. Mój cały plan szlak strzelił. Miałam ochotę roztrzaskać tą szopę, aby by się kurzyło. Byłam niesamowicie wkurzona. Było tak cholernie blisko i nagle te popierdzielone małpy znowu mi wszystko zniszczyły. Zemszczę się na nich. Nie wiem jak ani kiedy, ale to zrobię. Pożałują, jeszcze będą błagać mnie o litość. 

*Gabriel*

   Wszystko już sobie opracowałem. Wiedziałem gdzie ich szukać. Skoro śnił się jej Anthony to w tylko jednym miejscu mogły być, na cmentarzu. Nawet dziecko by to wiedziało. Blake też musiał wiedzieć co oznaczało, że nie miałem zbyt wiele czasu. Musiałem się pospieszyć. Spakowałem to co najpotrzebniejsze do plecaka i wyszedłem przez okno. Upewniłem się, że nikt mnie nie widział i pobiegłem ile sił w nogach na cmentarz. 
   Na miejscu od razu przeszedłem do działania. Zlokalizowałem ją choć przeszkadzały mi te okropne zapachy i zaklęcia jakie utworzyły wcześniej wiedźmy. Były dość silne, czyli ktoś musiał już po nią przyjść, ale wpadł w ich łapska. Musiałem być ostrożniejszy. Jeden nieostrożny ruch i bym skończył jak tamta osoba. Najlepszym rozwiązaniem było wtopić się w tło. Z wielkim trudem udało mi się to. Moje moce buntowały się. To musiała być sprawka wiedźm. To była ich specjalność. 
   Odnalezienie Adel nie było trudne. Była w kaplicy lub czymkolwiek innym to było. Co najdziwniejsze nie tylko jej zapach tu wyczułem. Były jeszcze dwa. Jednego nie poznawałem, ale drugi znałem bardzo dobrze. Należał do Kimberly. Głupia idiotka. Ma za swoje. Zapewne chciała zdobyć moc Adel, ale jej się nie udało. To była jedyna rzecz za jaką mogłem podziękować wiedźmom. Jeden problem mniej. Teraz tylko jak stąd wyprowadzić Adel niezauważoną. To graniczyło z cudem. Wszędzie były wiedźmy. Schowałem się za kapliczką i czekałem na odpowiedni moment. 

*Adelaida* 

   Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Czułam się jeszcze gorzej niż wcześniej. Moja głowa pulsowała od nadmiaru odczuć. Czułam się jakbym była jakąś elektrownią. Myślałam, że zwariuję. Chciałam, żeby to się skończyło, ale nie wiedziałam co robić. Jak to zatrzymać? Te wszystkie zapachy, odgłosy, obrazy doprowadzały do szaleństwa. Chciałam krzyczeć, ale nie mogłam. Coś mnie powstrzymywało. To był jakiś materiał w moich ustach. Nawet nie wiem kiedy znalazłam się na dworze, na ołtarzu. Byłam okropnie przestraszona. Na dodatek związali mi nogi i ręce. Sznur palił mi skórę. Nie wiedziałam jak długo jeszcze wytrzymam. Czułam jak po policzkach płyną mi słone łzy. 
   Wszyscy stanęli wokoło mnie i posągu anioła. Posągu, który mi się śnił. Brakowało jedynie tych okropnych czarnych oczodołów. Wszyscy zaczęli coś recytować.Najpierw cicho, a potem coraz głośniej i pewniej. Myślałam, że pęknie mi głowa. Gdy błysnęło ostrze nie wytrzymałam. Nie wiem jak to zrobiłam, ale zerwałam więzy. Uciekając poczułam ostrze na swojej skórze i jak ciepła krew trysnęła z rany. Nie miałam czasu na ocenianie jak głęboko weszło ostrze, musiałam uciekać. Tylko o tym myślałam. Każdy próbował mnie złapać, ale jakimś sposobem każdy kto mnie dotknął padał jak rażony prądem. Nie zwracałam na to zbytnio uwagi. Nie zastanawiałam się jak to robiłam, ani czy ludzie ci są martwi. Po prostu uciekałam jak najszybciej. Tak jak we śnie potykam się. Gdy podnoszę oczy widzę je. To te same oczodoły.
- Nadszedł twój koniec.
   Nie chcę tego słuchać. Próbuję uciec, ale nie mogę. Złapał mnie. Czuję jego kościste ręce na swoim ciele i ten ohydny oddech. Szarpię się, kopię, ale na nic. Jego ręce oplatają mnie jeszcze mocniej, a potem jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki tracę przytomność. 

*Denise*

   Cholerna dziewucha! Uciekła! Jak jej się to udało?! To przecież nie możliwe. Ma większą moc niż przypuszczaliśmy. No nic. Wiem co mam robić. Mam chyba dość krwi. Muszę dokończyć to co zaczęłam. Zebrałam ludzi i zaczęliśmy mówić zaklęcie. W końcu
będzie wolny. Uwolnię mego ukochanego. Tego, który był mi przeznaczony. Czuję to, to się naprawdę dzieje. Endorfina wypełnia moje żyły. Jeszcze ostatni składnik, jej krew. Stało się! Udało się! Mam ochotę krzyczeć z radości. Oto on, mój przyszły małżonek stoi przede mną w całej swej okazałości.
- Mój panie. - Klękam u jego stup. Czekam na jego rozkaz. 
- To ty mnie oswobodziłaś? 
- Tak panie. 
- Powstań. Otrzymasz swą nagrodę. 
   Potulnie wstaję. Jestem taka szczęśliwa. Czuję jego moc na swej skórze. Jest taki potężny i wreszcie mój. Tylko jego pragnęłam. Tak bardzo chciałam go dotknąć. Niczego tak bardzo nie pragnęłam jak tego. A on? Ten jego błysk w oku. Widać w nim przekleństwo, zło. Składa na moich ustach pocałunek. Taki delikatny i niewinny, a zarazem taki zaborczy. Mam wrażenie, że odbiera mi nim życie, magię. Chcę przestać, ale nie mogę. Wręcz przeciwnie, pogłębiam pocałunek i zmniejszam przestrzeń między nami. Tracę życie, świadomość. Moje kolana miękną. A potem opadam bezwładniej jak lalka bez życia. Przestaję istnieć...

piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział 14

*Adelaida*

   Czułam się jakby każda komórka mojego ciała paliła się żywym ogniem, a ciało ważyło tony. Nie miałam siły nawet podnieść powiek. Byłam wykończona. Próbowałam sobie przypomnieć co się takiego stało, ale wszystko było jak we mgle. To było okropne. Czułam się jak w horrorze. Brakowało jeszcze żeby ktoś mnie pokroił żywcem na kawałki i zakopał je w ogródku. Na samą myśl żołądek podszedł mi do gardła, a serce zaczęło mocniej pompować krew. Gdyby nie to, że jestem sparaliżowana to bym pewnie spierdzielała stąd w podskokach.
   Straciłam przytomność. Nie wiem gdzie byłam, jak długo trwałam w takim stanie. Nic nie wiem. Jedynym plusem było to, że mogłam otworzyć oczy. Wymagało to wielkiej siły, ale było warto. To świadczyło, że mój stan się polepsza. Wciąż jeszcze wszystko wydawało się być snem, wszystko było nieostre, nieco rozmazane. Wciąż się bałam, ale już mniej. Wszystko zmierzało w miarę dobrym kierunku. 
   Nie wiem ile czasu minęło, ale w końcu mogłam ruszać kończynami, siąść. Było o wiele lepiej. Wzrok mi się również polepszył. Wreszcie mogłam się rozejrzeć dookoła. Jednak to co zobaczyłam wcale nie było wesołe. Byłam w jakimś pomieszczeniu pełnym świec, masek, słoików z narządami i doniczkami z jakimiś roślinami. Wyglądało to strasznie, w szczególności te słoiki. Na dodatek powietrze pachniało dziwnie. Aż kręciło się w głowie. 
   Siedziałam tak jeszcze chwilę aż usłyszałam głosy. Były coraz głośniejsze. Szybko ponownie położyłam się na podłodze i zamknęłam oczy. Udawałam, że śpię. Gdy były wystarczająco blisko mogłam w miarę rozróżnić słowa. Jakieś kobiety mówiły o rytuale, zaklęciu. Wspomniały też moje imię. Wydało mi się to już całkiem dziwne. Potem otworzyły się drzwi i weszły.

*Denise*

   Od doby Adel pozostawała w stanie odrętwienia, co zaczynało nas martwić. Powinna była już dawno temu się obudzić. Może z czymś przesadziłam? Nie, to niemożliwe. Do tego ta jej koleżanka. Ona też musiała zjeść z Adel. To nie wróżyło niczego dobrego. Zwykłego człowieka mogło to nawet zabić. Nikt nie wiedział jakie to będzie mieć dokładnie skutki więc dziewczynę związaliśmy i czekaliśmy aż się wybudzi. Wtedy zadecydujemy co dalej. 
- Coś jest nie tak. Ona powinna się obudzić. Nie przesadziłaś z żadnym ze składników.
- Nie, to niemożliwe. To pewnie ona. Ona musi to blokować. - Skądś znałam ten głos, ale nie wiedziałam skąd.
- Obyś się nie myliła. 
   Cholera miałam ochotę wziąć ją i potrząsnąć tym ciałem. Cholerna małolata. Wszystko się znowu komplikuje. Jeśli do północy się nie obudzi będę mieć wielkie problemy. Poniosę konsekwencję, bo to będzie moja wina. Nie ważne, że nigdy nie zawiodłam. To nie miało znaczenia. Na ten rytuał czekaliśmy tak wiele lat. Nie mogliśmy teraz zawieść. Ja nie mogłam ponieść porażki. 

*Blake*

   Działo się coś dziwnego. Nigdzie jej nie widzieliśmy. W jej domu panowała głucha cisza. Nie mogłem jej namierzyć tak jakby ktoś ją ukrył. Razem z Gabrielem siedzieliśmy jak na szpilkach. Teraz obydwaj dostaniemy po skórze za niedopełnienie obowiązków. Mogłem się założyć, że to sprawka wiedźm. Czas im się kończy więc wymyślą wszystko byle tylko ją zdobyć. Są zdolne do wszystkiego. Mogą nawet zabić. Już nie raz to robiły, a co dopiero teraz kiedy w grę wchodzi potężny rytuał. Musimy być bardzo ostrożni. Jeden błąd i już po nas. 

*Kimberly*

   Coś jest nie tak. Od doby nie mam nowych wieści od tej małej. Coś musiało się zdarzyć. Albo czarownice w końcu się ruszyły, albo to nieśmiertelni zrobili pierwszy krok. Bardziej spodziewałam się reakcji czarownic. Były groźniejsze, zawsze miały jakiegoś asa w rękawie nie to co my. Mimo wszystko musiałam przebadać wszystkie opcje. Bez jednoznacznych wiadomości nie mogłam niczego zrobić. No mogłam jedynie wrócić do domu, ale nie chciałam. Chciałam jej mocy dla siebie. Skoro tak się o nią biją to musi być przeogromna. Choć z drugiej strony może być jak bomba z opóźnionym zapłonem. Może mnie zabić, ale o to nie dbam. Nie mam nic do stracenia. Pierwsze co zrobiłam to poszłam do jej domu. Musiałam zrobić to co umiem najlepiej. Musiałam ją wytropić. Wepchnęłam nos w poduszkę i wąchałam. Gdy złapałam trop wzięłam jeszcze jakąś jej piżamę i pobiegłam tam gdzie prowadził mnie nos. To co znalazłam przewyższało tysiąckroć moje najśmielsze wyobrażenia.

środa, 23 lipca 2014

Rozdział 13

*Megan*

   Czuję się jakby przejechała po mnie sześciotonowa ciężarówka. Głowa mi pęka w szwach, a żołądek fika fikołki. Nie jest dobrze, oj nie. Muszę do łazienki. Zwracam całą zawartość żołądka, ale to wcale nie pomaga. Jest ciągle tak samo o ile nie gorzej. Za jakie grzechy się dałam na to namówić? Dlaczego musiałam znaleźć się w nieodpowiednim miejscu i czasie? Teraz muszę tak się katować, żeby zdobyć jakiekolwiek informacje dla tej suki. Dlaczego sama tego nie zrobi? Przecież mogłaby. A może się czegoś boi? Cholera ją wie. Mimo to nie umiem się przeciwstawić jej. Boję się jej. Boję się sposobu jakim na mnie patrzy. To nie jest wzrok normalnego człowieka. Jest w nim tyle zła, nienawiści i pogardy, że czuję się jakbym malała, kuliła. Nie mam odwagi jej odmówić. Jestem zdolna jedynie do przytakiwania na każde jej słowo.
   Jedynie co mnie dziś cieszy to to, że dziewczyny są w takim samym stanie co ja. Wszystkie trzy mamy mega kaca. Każda z nas ma Saharę w gębie i rewelacje żołądkowe. Pomalutku doprowadzamy się do ładu, ale za nim wyjdziemy Adel poczęstowała nas jakaś miksturą. Mówi, że to powinno nam pomóc na kaca. Akurat. Wszystko już sprawdziłam i nic nie działa. Mimo to i tak piję i wracam do domu. Muszę się ogarnąć do wieczora. Kim mnie zje jeśli nie zdam jej raportu.

*Gabriel*

   Siedziałem u siebie i próbowałem zabić sobie czas oglądając jakieś denne filmy. Nie miałem co ze sobą zrobić. Szczerze to się trochę obawiałem co mi teraz zrobią. Oni potrafią być okrutni. Cholera dlaczego nie pomyślałem? Czuję się jak skończony idiota. Jak zawsze chce dobrze, ale wychodzi inaczej. Nie wiem co robić. Nie ucieknę. Chyba, że ona mi w tym pomoże. Tylko jak to zrobić? Musi dojść do przemiany, już jest blisko. To już kwestia dni kiedy do tego dojdzie. Ale to będzie za późno. Nie mogę tak długo czekać. Oni będą tu szybciej. Sytuacja wymyka się spod kontroli. Będą chcieli sami to załatwić, a mnie zdegradują. Musze obmyślić jakiś plan. Wszystko musi być jak najdokładniejsze. Nie mogę pozwolić sobie na porażkę.

*Denise*

   Czas uciekał, a my dalej nie mamy nic ustalone. Każdy się z każdym spiera tylko ja siedzę na końcu stołu i cierpliwie czekam. Banda nieudaczników. To określenie idealnie ich opisuje. Żadno z nich nie umie się wywiązać z obowiązków. Może i wina leży po części po stronie nieśmiertelnych, ale to i tak ich nie usprawiedliwia. Pracuję z niekompetentnymi ludźmi. Muszę to zmienić. Jest jedyny sposób na to. Nigdy nie popierałam przemocy w sabacie, ale to była wyjątkowa okazja. Zbyt wiele możemy stracić przez ich głupotę. Muszę temu zaradzić.
- Cicho!!! Mówicie co wiecie. Trzeba wszystko rozplanować i zacząć działać.
- Podobno ma się tu zjawić więcej nieśmiertelnych i to w przeciągu paru dni.
- To nie wróży niczego dobrego. To tylko zwiastuje kłopoty. Musimy wszystko przyspieszyć zanim będzie za późno.
- Ale ona nie przeszła przemiany.
- To da się zrobić. Nie na darmo matka mnie przygotowywała do tego rytuału. Ja tym się zajmę. Wy przygotujcie miejsce. Znajdźcie jakąś polanę w lecie i róbcie wszystko jak najdyskretniej. Nikt się nie może dowiedzieć o niczym. Jeśli mnie zawiedziecie nie liczcie na litość. Od razu możecie pakować manatki i uciekać zanim was pozabijam. Zrozumiano? A teraz wynocha, do roboty!
   Sama poszłam do ogrodu. Musiałam zebrać zioła do naparu. Trzeba troszkę jej pomóc w przemianie. Była dla nas niezbędna. Tylko jej krew i magia mogły pomóc nam dokończyć rytuał. Bez niej nie było by niczego, więc nie mogłam pozwolić sobie na choćby najmniejszy błąd. Byłam do tego przygotowana. Nie mogłam zawieść mojej rodziny. Gdy wszytko było gotowe zrobiłam obiad i dodałam odpowiednią ilość naparu. Musiała to być potrawa o wyrazistym smaku, który by idealnie komponował się z ziołami z naparu. Wszystko było dokładnie przygotowane. Nie było mowy o żadnym błędzie. Zostawiłam karteczkę Adel i wyszłam. Musiała to zjeść. Tylko ona. Nikt więcej.

*Adel*

   Po tym jak Megan poszła do domu razem z Sid poszłyśmy spać dalej. Żadnej z nas nic nie chciało się. Gdy ponownie się obudziłyśmy czułyśmy się o niebo lepiej.
- Ej to na prawdę działa.
- No pewnie, w końcu już nie raz tego próbowałam.
- Nie wyglądasz na taką imprezowiczkę, chociaż po ostatnich imprezach mogłabym polenizować.
- Kiedyś imprezowałam, przed śmiercią matki. To ona zdradziła mi przepis na to cacko.
- A podzielisz się przepisem?
- Może kiedyś ci go sprzedam. A teraz chodź na dół, pewnie umierasz z głodu.
- Oj i to jak.
   Na dole czekała nas karteczka od cioci, że w piekarniku jest jedzenie. Wyciągnęłam brytfankę i nałożyłam nam potrawy. Jeszcze takiej nie jadłam, ale wyglądała i pachniała genialnie. Smakowała jeszcze lepiej. Nim się obejrzałyśmy zjadłyśmy całość. Umyłyśmy naczynie i poszłyśmy do salonu. Rozsiadłyśmy się wygodnie na kanapie i słuchałyśmy muzyki. W pewnym momencie poczułam się okropnie zmęczona, Sydney chyba też bo zaczęła ziewać. Powieki opadały mi na oczy. Walczyłam z tym, było coś nie tak. Tak nie powinno być. Chciałam wstać, ale nie mogłam. Czułam się jakbym była z ołowiu. Przegrałam. Zamknęłam oczy i odpłynęłam.To nie był zwykły se, to nie był sen. Czułam się jakby mnie ktoś palił żywcem i jednocześnie rozdzierał na malutkie kawałeczki, a ja nie mogłam nic zrobić.

piątek, 18 lipca 2014

Rozdział 12

   Ostatnie dni były dla mnie męczarnią. Na każdym kroku każda zagorzała fanka Blake'a próbowała zabić mnie wzrokiem i zbłaźnić. Starałam się to olewać choć miałam wielką ochotę niektórym z nich zrobić krzywdę. Gdyby nie silna wola i opanowanie by było z nimi źle. Dobrze też na mnie działało bieganie. Okazało się niezawodnym sposobem na zwalczanie złych emocji. Mogłam się w końcu wyżyć. Czasem zastanawiałam się co się ze mną stało. Kiedyś nie byłam taka, byłam neutralna, spokojna, a teraz? Teraz czuję się jak bomba z opóźnionym zapłonem. Wystarczy tak niewiele, a ja mam ochotę zrobić komuś krzywdę. Wszystko zaczyna mnie denerwować. Boję się nowej siebie. Czasami mam wrażenie, że staję się taka jak ta dziewczyna z obrazu. Nie chcę taka być. Nie wiem co mam robić, do kogo się zwrócić. 
   Siedziałam w pokoju i oglądałam swój ulubiony serial, czekając na Sydney. Umówiłyśmy się, że wpadnie do mnie wcześniej i razem pójdziemy na zakupy. Sama bym sobie chyba nie dała rady. Poza tym z nią było weselej. Mogłam na chwile oderwać się od moich myśli. Mogłam się założyć, że to nie będą najspokojniejsze zakupy, nie z nią. Zawsze coś musi się wydarzyć. Ostatnio gadała do jakiegoś nieznajomego bo myślała, że idę za nią, a ja szukałam sobie gazety. Potem przez całą drogę do domu szła obrażona, a ja zwijałam się ze śmiechu. Dziś też nie obeszło się bez jakiegokolwiek odpału. Oczywiście jak to my zagadałyśmy się i wpadłyśmy na jakiegoś gościa. Był mniej więcej w naszym wieku i był całkiem przystojny. Najlepsze jednak było to, że uciekł ze sklepu szybciej niż my pozbierałyśmy nasze zakupy, które znalazły się na podłodze. Wyglądało to jakby się nas przestraszył. Inni też ze zdziwieniem na niego popatrzyli i wrócili do swoich zajęć. 

*Gabriel*

   Czym prędzej uciekałem ze sklepu. Miałem nie rzucać się w oczy, a zamiast tego wpadłem na nie. Po jaką cholerę zająłem się wtedy tym sms'em? Powinienem był zostawić ten telefon w domu. Co ja sobie myślałem? Gdy byłem wystarczająco daleko wyjąłem go z powrotem i jeszcze raz uważnie przeczytałem sms'a. Był od Kimberly. Pisała, że bardzo tęskni za mną i nie może się doczekać, aż wrócę do domu. Wydało mi się to dziwne. Ostatnimi czasy trochę się zdarzyło, ale nie wydaje mi się bym na serio bzikował. To niemożliwe. Już parę razy wydawało mi się, że ją widzę. To musiała być ona tylko jak? Musiała mnie okłamać. Czułem jak ogarnia mnie złość. Musiałem dowiedzieć się prawdy. Jedynym rozwiązaniem było wykonać jeden telefon. Wybierając numer trzęsły mi się ręce. Bałem się tego czego mogę się dowiedzieć. Blake i jego brat będą wściekli i to bardzo. 

*Blake*

   Nie mogłem uwierzyć w to co przed chwilą usłyszałem.Więc mu się nie wydawało. Miał rację, ona też jest tu. Tylko czego chce? Przecież żadnej korzyści z tego nie będzie mieć. No chyba, że posądza o coś Gabriela. To by miało sens, tylko dlaczego nie zrobiła tego wcześniej? Przecież mogła i miała dowody. Nie rozumiałem tej dziewczyny, ani jego. Ale co jak co idealnie się dobrali. Czasem mu zazdrościłem tego, że miał w ogóle kogoś. Nie to, że ja nie miałem w ogóle dziewczyn, ani żadna się za mną nie oglądała, ale wszystkie były takie same. Żadna nie była taka jakiej szukałem. Mój brat twierdził, że za dużo naczytałem się o romantycznej miłości. Może to po części prawda, ale coś w tym było. Nie chciałem być z byle kim. Ale to w tym momencie nie było ważne. Ważniejsze jest to, że sprawy się pokomplikowały. Mamy teraz na głowie jeszcze ją, a ona bywa nieobliczalna. Do wielu rzeczy jest zdolna i nic jej nie powstrzyma. Byliśmy w niezłych tarapatach. 
- Co teraz? - Zapytał Gabriel. Widać było, że się bał i miał czego. 
- Przydało by się ją znaleźć i unieszkodliwić. 
- Ty chcesz ją zabić?!
- A tobie gorzej? Zamkniemy ją do końca sprawy w piwnicy. Mam tam taką ładną celę. 
- Wolę nie wiedzieć po co ci ona. 
- I bardzo dobrze, a teraz przydaj się na coś i weź się w garść. Musimy ją odnaleźć zanim namiesza. 
- Wiesz, że to nie będzie łatwe? Ona umie się maskować. 
- Chyba zapomniałeś kim jesteś. Jesteś tropicielem, znajdziesz ją. Musisz. 
   Byliśmy w kropce. Musimy zachować ostrożność. Nasz cały plan już się wali. Mieliśmy tylko ją przypilnować by przeszła przemianę bez większych przeszkód i ją zabrać zanim narozrabia. A teraz mamy jeszcze Kimberly i czarownice. Gorzej już chyba być nie może.

*Adelaida*

   Było już sporo po północy, a my w najlepsze balowałyśmy. Myślałam, że będziemy oglądać filmy, trochę wypijemy i coś zjemy, ale trochę inaczej wyszło. Megan nie żałowała i przyniosła dość sporą jak na nas trzy ilość alkoholu. Imprezka rozkręciła się na całego. Bawiłyśmy się, gadałyśmy, tańczyłyśmy. Alkohol szumiał nam w głowach. Było wręcz pewne, że następnego dnia będziemy mieć kaca. Ale mimo wszystko było warto. Niedługo po drugiej było już do Sydney. Leżała na dywanie i liczyła gwiazdy na suficie. Mówiła, a raczej bełkotała, że widzi kometę i rakietę z małpą. Była nieźle wstawiona. Megan za to zaczęła mnie wypytywać subtelnie o różne rzeczy. Może i miałam trochę w czubie, ale to nie był powód bym wyśpiewała jej cały mój życiorys. Mówiłam jej tylko tyle ile uważałam za słuszne. Nie ufałam jeszcze nikomu na tyle mocno by mu zdradzić wszystko.
   Wypiłyśmy jeszcze trochę i zmógł nas sen. Znowu śnił mi się ten anioł. Widzę jak krwawi, jak patrzy się na mnie błagalnym wzrokiem. A potem znów te puste oczodoły. Czuję ból, strach, krzyczę najgłośniej jak umiem. Potem pochłania mnie ciemność.

poniedziałek, 14 lipca 2014

Rozdział 11

   Po szkole dziewczyny odprowadziły mnie pod dom, a potem rozeszły się do siebie. Gdy weszłam do domu było czuć nieziemski zapach. Trochę się zdziwiłam bo sądziłam, że jak co dzień ciocia wróci późno do domu. Mimo wszystko w głębi duszy się z tego ucieszyłam bo nie musiałam po raz kolejny siedzieć sama i zanudzać się. Przez to przeczytałam już chyba z tuzin książek, a playlistę na telefonie przesłuchałam już z tysiące razy. Zaczynało mi się to już nudzić. Jeszcze trochę i zapamiętam wszystkie teksty i będę instynktownie nucić melodie piosenek kiedy tylko się da, a jakoś nie za bardzo było mi to potrzebne. Położyłam torbę na szafce w przedpokoju i udałam się do kuchni. Tam zapach był jeszcze mocniejszy. Ślinka leciała na samą myśl o tym smakołyku. Nie mogłam się doczekać kiedy dowiem się co to i kiedy będę mogła spróbować choć kawałeczek jego.
   Po kuchni krzątała się ciocia nucąc sobie pod nosem piosenkę z radia. Delikatnie bujała się do rytu. Stanęłam w drzwiach i z uśmiechem na ustach przyglądałam się jej. Wydawała się taka szczęśliwa. Aż chciało się do niej dołączyć. Zanim cokolwiek zdążyłam zrobić ciocia mnie spostrzegła. 
- Adel, nareszcie jesteś. Siadaj już ci nakładam obiad. Musisz być bardzo głodna. 
   Nie mogłam tego zaprzeczyć. Na przerwie obiadowej tak się zajęłam książką, że nie miałam czasu na zjedzenie czegokolwiek. Zupełnie wypadło mi to z głowy. Obiad zjadłam migiem. Wszystko zniknęło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Potem ciocia uparła się żebym zjadła deser. Upiekła moje ulubione ciasto czekoladowe z owocami. Myślałam, że nie dam rady tego w siebie wepchnąć, a tu proszę poszły nawet dwa kawałki. Co prawda później czułam się jakbym miała pęknąć, ale to był szczegół. Już tak dawno jadłam takie dobre ciasto czekoladowe. Po obiedzie posprzątałam i umyłam naczynie. Ciocia jeszcze trochę porozmawiała ze mną o tym co się działo w szkole i czy czegoś mi nie potrzeba. Wydawała się taka miła, ale jej oczy mówiły prawdę. Ciocia Denise zerkała co chwilę na zegarek jakby bała się spóźnić. Tak jak myślałam niedługo potem mnie przeprosiła i zniknęła za drzwiami swojego gabinetu. Tłumaczyła się, że ma coś ważnego do załatwienia. Nie zdziwiło mnie to zbytnio.
   Zegar wskazywał godzinę szesnastą dwadzieścia osiem kiedy w końcu zabrałam się za odrabianie lekcji. Szło mi to dziś opornie. W głowie siedział mi Blake i jak to określiła Sydney kaszaloty. Znałam już wiele panienek i wiem jak reagowały gdy ktoś chciał im rzekomo odebrać ich obiekt westchnień. Dostawały szału i mogłyby dosłownie zabić, byle abyś znikła mu z widoku i by znów im  zarzucał uśmiech numer pięć idąc korytarzem. Raz nawet byłam w takiej sytuacji i podziękuję. Drugi raz jakoś nie miałam ochoty tego przeżyć. To była masakra. Ile ja miałam przez to nieprzyjemności, tego nikt nie może sobie wyobrazić. Dobra koniec. Teraz nie czas na rozmyślanie co się zdarzyło i co może się stać. Teraz musiałam zrobić pracę domową. To było najważniejsze. W pierwszym momencie miałam ochotę rzucić zeszytem z chemii o ścianę. Te wszystkie reakcje wydawały się takie trudne. I niby skąd mam wiedzieć gdzie na jaki kolor zabarwi się osad? Co powinnam dodać, żeby akurat taki związek się wytrącił, a nie inny? Nie cierpiałam tego przedmiotu. Dostawałam od niego kręćka. Był moją piętą Achillesową, ale coś sobie obiecałam. Nie mogłam teraz tak się poddać. Musiałam w siebie uwierzyć i zrobić to. Wzięłam parę głębokich oddechów i otworzyłam podręcznik. Znalazłam tam parę przykładów i pomalutku robiłam resztę w między czasie czytając temat. Gdy skończyłam dumnie przyjrzałam się wszystkiemu. Nie zrobiłam tylko 3 najtrudniejszych przykładów. To był cud, coś niemożliwego. Nie posiadałam się z radości. Został mi tylko angielski i biologia. Z tym mi poszło sprawnie i miałam resztę wieczoru dla siebie. Przebrałam się w dres i poszłam pobiegać. W głowie miałam znowu tysiące pytań i myśli. Musiałam się jakoś tego pozbyć, albo choć odrobinę uciszyć je. Bieganie już raz mi pomogło więc i tym razem powinno pomóc. 
   Gdy tylko wyszłam z domu ruszyłam biegiem trasą, którą poprzednio biegłam. Tym razem miałam zamiar pobiec dalej o ile oczywiście moje płuca i nogi wytrzymają. To był dziś jedyny wyznacznik odległości. 

*Blake*

   Gabriela znowu nie było w domu. Mogłem się założyć, że ją obserwuje. Uparł się, że nie będzie siedział w czterech ścianach i czekał, aż coś się zacznie dziać. Nie dało mu się przemówić do rozumu. Taki już był. Gorzej uparty niż osioł. Ale to też miało swoje plusy. Mogłem w spokoju przejrzeć książkę, którą dała mi Adelaida. Nie powiem znałem łacinę i to bardzo dobrze, ale już dawno czytałem coś w jej archaicznej odmianie. Mogłem trochę wyjść z wprawy. Wyjąłem notes i zacząłem tłumaczyć. Spisywałem sobie to co najważniejsze. Robiłem notatki przede wszystkim dla siebie. Chciałem wiedzieć czy nie ma tam czegoś co by mogło jej zaszkodzić albo by było bardzo istotne dla nas. Niewiele wiedziałem o czarownicach z Forestville. Z tego co pamiętam od wielu wieków mieszkały na tym terenie i były dość potężne. Przyszły tu z Salem i zostały. Nigdy się nie przesiedliły, wyjątkiem były pojedyncze jednostki. To było wszystko co wiedziałem o nich, czyli praktycznie nic. Jednak po lekturze już paru stron moja wiedza znacznie wzrosła. Było tu wszystko o nich i to dosłownie. Autor nawet zamieścił niektóre z ich rytuałów i zaklęć. Było też tu wiele przepisów na mikstury i amulety. Wyglądało to jakby ktoś kto to pisał był blisko z nimi związany, mogła być to sama czarownica, która chciała przekazać część swojej wiedzy i historii innym pokoleniom. Im więcej czytałem tym bardziej oczy wychodziły mi z orbit. W życiu bym nie przypuszczał, że znajdę tu tak mrożące krew w żyłach rzeczy. Sądziłem, że to najzwyklejsza książka o czarownicach i będzie tu więcej kłamstw niż prawdy. Przeliczyłem się. Nie było mowy bym jej to tłumaczył słowo w słowo. To by nam tylko zaszkodziło. 
   Niespodziewanie do domu wpadł Gabriel. Była zziajany, jakby przebiegł co najmniej maraton. Zanim doszedł do siebie minęło z dziesięć minut i wypił półtora litrową butelkę wody. Usiadł na kanapie i tak siedział. Czekałem, czekałem i nic. Musiałem jak zwykle wyciągać wszystko z niego sam. 
- Co się stało, że przyleciałeś do domu z jęzorem na brodzie?
- Ze mną jest chyba coś nie tak. 
- O czym ty mówisz?
- Po raz kolejny wydawało mi się, że widziałem Kimberly. Na dodatek wiedźmy kręcą się koło Adelaidy. One też ją szpiegują. Pamiętasz tego dziwnego gościa, jak mu tam było? Garett? Tak, Garett.
- Powoli. Zacznij od początku. 
- Po raz kolejny widziałem Kim. 
- To nie możliwe. Przecież ona została w domu, no chyba, że ja o czymś nie wiem. A ten Garett? O co ci z nim chodzi?
- Widziałem go jak szlajał się koło jej domu, potem wszedł do środka. 
- Jak to? Chyba nie zostawiła otwartych drzwi?
- Nie. Widziałem jak je zamyka, a potem on wszedł. Co o tym myślisz?
- Mamy problem. Czarownice zaczęły działać. To nie wróży niczego dobrego. Musimy się pospieszyć, ona nie przeszła przemiany jeszcze więc sama nie może się bronić. 
- Tak właściwie to kim ona jest? To jakiś wielki sekret, ale chyba ja powinienem wiedzieć co?
- Problem w tym, że ja sam do końca nie wiem. Chyba nikt tego nie wie.

środa, 9 lipca 2014

Rozdział 10

*Blake*
 
   Przez cały dzień starałem się do niej zagadać, ale zawsze ktoś z nią był, albo gdzieś znikała mi z oczu. Już myślałem, że nic z tego nie wypali, a tu niespodzianka. Na przerwie obiadowej siedziała sama przy stoliku. Trochę się zdziwiłem, że nie ma koło niej tej dziewczyny z kolorowymi pasemkami. Ostatnio dość często z nią gdzieś łaziła. Były nierozłączne. Może nawet trochę się cieszyłem, że znalazła przyjaciółkę, że w końcu nie jest sama, ale jeszcze trochę i będzie musiała ją opuścić. To trochę zaboli je obie. Niestety taką cenę trzeba ponieść za jej przeznaczenie. Jeszcze nie jedną rzecz straci i nacierpi się. Niejedna osoba diametralnie zmieniła się przez to. Było to dla nich zbyt wiele. Ale ona wydaje się inna. Odkąd ją obserwuję cały czas mnie zadziwia. To jak przez te wszystkie lata nie dawała się złamać i jak radziła sobie z problemami zawstydziło by nie jednego dorosłego. Gdy ja byłem w jej wieku nie byłem taki sprytny. Zazdrościłem jej tego.
   Już miałem podejść gdy dopadł mnie stres. Nie wiedziałem jak zacząć rozmowę. Co powiem cześć, a co dalej? Płyta się zacięła? No przecież powie, że jakiś debil jak będę tak stał i na nią patrzył. Muszę znaleźć jakiś pretekst, żeby podejść. Wtedy to nie będzie podejrzanie wyglądać. Tylko co tu wykombinować? Nie trudno było zauważyć, że coś zawzięcie czyta. Cholera co za inteligent ze mnie. Dlaczego na to wcześniej nie wpadłem?

*Adelaida*

   Czytałam to i czytałam i nic. Za cholerę nie mogłam nic z tego zrozumieć. To było jak czarna magia. Nauczycielce z historii zachciało się, żebym napisała referat o czarownicach z Forestville. Dostałam jakąś starą książkę gdzie miałam niby znaleźć wszystkie potrzebne informacje na ich temat, ale nie mogłam tego przetłumaczyć. To nie była klasyczna łacina jaką znałam. Wyglądało mi to na jej archaiczną odmianę. Zawsze mnie ona interesowała, ale nigdy nie miałam zbyt wiele czasu by jej się uważnie przyjrzeć i nauczyć. Żałowałam bardzo tego. Dziś by było jak znalazł. A jak na złość nie znałam nikogo kto by mi pomógł to rozszyfrować. Kto normalny znał by łacinę, a do tego archaiczną? 
- Cholera. - Zaklęłam pod nosem. 
- Taka ładna dziewczyna, a tak brzydko mówi.
   Przede mną stał jeden z najlepszych przystojniaków w tej szkole. Te jego zielone oczy i ten uśmiech i wszystko rozumiesz. Wiesz dlaczego większość dziewczyn potajemnie za nim wzdycha i przygląda się z uwielbieniem. Może i był niezły, ale nie wywołało u mnie palpitacji serca. Jeśli liczył, że mnie wyrwie to się grubo myli. 
- Gdybyś musiał przetłumaczyć coś z archaicznej łaciny też byś tak ładnie mówił. 
- Jeśli chcesz to ci mogę pomóc. Akurat znam archaiczną łacinę.
- Żartujesz sobie ze mnie?
- Ani trochę.
- To udowodnij to. Masz i tłumacz. - Powiedziałam podając mu książkę. Jakoś nie chciało mi się w to wierzyć. Jakoś nie wyglądał mi na geniusza.
   Okazało się, że się myliłam. On na prawdę umiał tą cholerną łacinę. Był moim jedynym ratunkiem, a miałam dwa tygodnie na oddanie referatu. To akurat sporo czasu by przetłumaczyć to co najważniejsze i coś sensownego napisać. Pozostawała tylko kwestia czy się zgodzi na to. Pewnie będę musiała stanąć na rzęsach, żeby go udobruchać, ale czego się nie robi dla nauki. Postanowiłam zaryzykować. Nie miałam i tak nic do stracenia. 
- Mam prośbę. Mógłbyś mi to przetłumaczyć? Wiesz chociaż fragmenty bo jakoś nie sądzę, że sama dam sobie z tym radę.
- Jasne. Nie ma sprawy. A co konkretnie jest ci potrzebne?
- Wszystko co tu jest o czarownicach z Forestville. 
- Okey. To zróbmy tak. Ja wezmę książkę ze sobą, przejrzę ją i się spotkamy i ci wszystko co się da przetłumaczę. Co ty na to?
- Może być. Byle, abym się ze wszystkim wyrobiła w dwa tygodnie.
- O to się nie martw. Wyrobisz się. - Zadzwonił dzwonek na lekcje. 
- Ja muszę lecieć. Masz tu mój numer i dzwoń jak już przejrzysz to wszystko. 
   Dopiero gdy szłam na lekcje zaczęłam się zastanawiać czy dobrze zrobiłam dając mu mój numer, a nie na przykład e-mail. Było już po fakcie więc pozostało mi mieć nadzieję, że nikomu nie porozdaje mojego numeru. Pod klasą czekała na mnie Sid. Miałyśmy mieć razem francuski. Uśmiechnęła się jedynie widząc mnie, ale nic nie powiedziała. Nie widziałam jej na przerwie, ale mogłam przysiąc, że wiedziała już o mojej rozmowie z zielonookim chłopakiem. Tutaj plotki rozchodziły się szybciej niż cieplutkie bułeczki. Gdy weszłyśmy do klasy wszystkie oczy zwróciły się na nas. Olałam to i usiadłam na samym końcu z Sid. Ledwo co powstrzymywała śmiech. 
- A tobie co?
- Podpadłaś kaszalotom. 
- Że niby komu?
- Oj no paniusiom, które ślinią się na widok Blake'a. 
- To tak nazywa się ten gość ze stołówki?
- No tak. Nie przedstawił ci się?
- Nie. Ja mu z resztą też nie. Zupełnie wypadło mi to z głowy. 
- Oj Adel, Adel. 
- No co?
- Nic. Powiesz chociaż o czym tak zawzięcie dyskutowaliście?
- Pomaga mi przetłumaczyć tekst do referatu. Nic ciekawego. 
   Sydney o nic więcej nie pytała. Z resztą nie było jak gadać bo przyszedł nauczyciel. Nie znosił gdy ktoś mu przeszkadzał w prowadzeniu lekcji. Wystarczyło, że się odezwałeś choć słowem, a już byłeś na jego czarnej liście. Nie dość, że co lekcja cię gnębił to jeszcze zadawał ci od czasu do czasu dodatkowe prace domowe, czyli praktycznie codziennie. Nie było u niego zmiłuj, dlatego większość ludzi siedziała cicho i spokojnie udając, że lekcja jest bardzo interesująca. Tylko wariaci mieli odwagę gadać i robić co chcą. Zazwyczaj nie za dobrze kończyli na tym.
   Po lekcjach miałam wracać z Sydney i Megan. Czekałyśmy na ostatnią, bo musiała jeszcze coś zabrać z szafki. Miało to trwać jak to Meg określiła minutkę, a minęło ich z dziesięć, a jej nadal nie było. Zaczynało nas coś trafiać. Dla zbicia czasu gadałyśmy o ulubionych filmach. 
- No nie żartuj. Też uwielbiasz te horrory? Kurde musimy kiedyś sobie zrobić seans i przez całą noc oglądać jakieś filmy. 
- Całkiem fajny pomysł. Co powiesz w tą sobotę?
- Jestem całkiem za. 
- Tylko u kogo?
- Może być u mnie i tak mojej ciotki praktycznie nie ma w domu, wiecznie gdzieś się ze znajomymi spotyka. Będziemy miały cały dom dla siebie. - Powiedziałam.
- Genialnie. No to mamy ustalone, a kogoś jeszcze bierzemy?
- Możemy zaprosić też Meg. Powinna się ucieszyć.
- Ona by się nie ucieszyła? Ona uwielbia takie nocki. A i nie zdziw się jeśli przyniesie coś mocniejszego. Jak to ona tłumaczy? A już wiem. Każda okazja jest dobra żeby wypić. 
- Spoko tylko abyśmy nie doprowadziły się do takiego stanu jak na imprezie. 
- Nic nie obiecuję. - Zaczęłyśmy się śmiać i w końcu pojawiła się Meg. 
- A ty co zaginęłaś w akcji? Masz już co trzeba?
- Tak, mam. - Lekko przestraszona rozejrzała się w około. 
- Wszystko okej? - Zapytałam.
- Tak. Nic mi nie jest. - Uśmiechnęła się jakby nigdy nic. Wydało mi się to trochę dziwne, ale nie skomentowałam tego. 
- Mamy dla ciebie nowinę. W sobotę robimy u Adel seans cało nocny. Piszesz się na to?
- Ja bym się nie pisała? Weź przestań. Jasne, że tak. To co załatwiamy coś mocniejszego? - Wszystkie trzy spojrzałyśmy na siebie i wybuchnęłyśmy śmiechem.

*Kimberly*

   Zadowolona przyglądałam się jak te trzy idiotki idą do domu śmiejąc się i odstawiając jakąś szopkę. Było mi ich żal. Nie wiedziały co je czeka. Wreszcie znalazłam idealnego szpiega. Przy odrobinie mocy zmusiłam ją by nikomu się o niczym nie wygadała. Choć był moment kiedy się zawahałam czy dobrze zrobiłam. Ta jej cholerna przestraszona mina mogła mnie zdradzić. Musiałam dać jej szybką naukę ukrywania emocji. One, a szczególności ona nie może niczego podejrzewać. Wtedy wszystko pójdzie z dymem. Już ja się postaram o to by wszystko wyszło po mojej myśli. Oj tak.

środa, 2 lipca 2014

Rozdział 9

   Następnego dnia wstałam sporo przed czasem. Miałam z pół godzinki zanim będę musiała wywlec się z cieplutkiej pościeli i pójść do szkoły. Gdyby nie to, że musiałam iść to bym w ogóle nie ruszyła się z łóżka przed dwunastą. Dziś mogłam jedynie sobie o tym pomarzyć. Choć te pół godziny też nie było złe. Miałam więcej czasu dla siebie i wreszcie nie będę musiała robić wszystkiego z językiem na brodzie. Miałabym czas na wszystko, ale jakoś nie mogłam zmusić się do wstania.
   Chwilę potem zadzwonił telefon. To była Sydney.
- Siemasz lalu obudziłam cię? - Zapytała.
- No cześć. Nie, a co?
- To bardzo dobrze. Wstawaj z wyrka za jakieś pół godziny będę u ciebie.
- Że co? - Momentalnie usiadłam. - Ale ja jeszcze nie jestem gotowa.
- Spokojnie przecież cię nie będę z tobą robić wywiadu do telewizji. Po prostu pomyślałam, że skoro mamy same siedzieć i szamać śniadanie to dlaczego nie możemy tego zrobić razem. Jeśli nie chcesz to spoko.
- Nie no okey. To niezły pomysł. To za pół godzinki?
- Do zoba.
- No hej.
   Szybko wstałam i zaczęłam się szykować. Zrobiłam poranną toaletę i spakowałam torbę bo wczoraj zapomniałam. Na makijaż nie miałam zbytnio czasu więc stwierdziłam, że zrobię to po śniadaniu. Zeszłam na dół i wyjęłam produkty na kanapki i moje ulubione płatki z mlekiem. Nastawiłam wodę na kawę i czekałam na Sid. Niebawem się zjawiła jak zawsze uśmiechnięta od ucha do ucha z torebką papierową.
- Co tam chowasz? - Zapytałam wskazując na torebkę.
- Coś dobrego. Po śniadaniu się przekonasz.
- Okey. Na co masz ochotę? Kanapki? Płatki na mleku? Kawa? Herbata?
- Kurde czuję się jak w restauracji. Biorę płatki i kawę.
   Dobry humor Sydney i mi się udzielił. Szybko zapomniałam o moich zmartwieniach i bolących mięśniach. Żartowałyśmy z każdej możliwej rzeczy. Wydawać by się mogło, że będziemy jeść to śniadanie wieczność, a wręcz przeciwnie. Czas leciał jak na złamanie karku.

*Sydney*

   Adel wydawała się jakaś smutna, choć się uśmiechała. Jej oczy zdradzały prawdę. Nie wiedziałam co było tego przyczyną, ale stwierdziłam, że gdy będzie chciała to sama mi powie o co chodzi. Nie należałam do wścibskich osób. Zamiast tego robiłam wszystko co w mojej mocy, żeby jej ten humor poprawić i się udało. To nic, że kuchnia wyglądała jakby przeszło przez nią tornado. Ważne, że się lepiej czuła.
   Podczas gdy Adel się malowała ja zajrzałam do jej szafy. Miałam jej coś wybrać, żeby było szybciej. Wybrałam szmaragdową koszulę, czarne legginsy i w tym samym kolorze trampki za kostkę. Uwielbiała je, ja z resztą też. Wolałam trampki niż męczyć się ze szpilkami. Do tego wybrałam jeszcze kolczyki z piórkami. Na Adel te rzeczy prezentowały się genialnie. Oczywiście założyła jeszcze stopki, o których zapomniałam z wrażenia. Zawartość jej szafy sprawiła, że ugięły się pode mną nogi. Nie jedna dziewczyna o takiej marzyła. Kopara normalnie opadała.
   Droga do szkoły minęła nam bardzo szybko. Mimo, że nie znałyśmy się długo, bo tylko trzy tygodnie to bardzo polubiłam Adelaidę. Była miłą osobą, ale nie lubiła się mocno wyróżniać. Zawsze miała choć chwilę dla mnie. Nigdy nie była arogancka i nie wywyższała się nad innymi. A do tego była niesamowicie utalentowana. Jak ja jej tego zazdrościłam. Zrobiłabym wszystko by być taka jak ona.

*Gabriel*

   O rana obserwowałem Adel z ukrycia. Może i miałem się nie wtrącać, ale nie obiecywałem, że nie będę jej pilnował. Nie mogłem wybić sobie z głowy jej na tych schodach na imprezie. Wciąż on do mnie powracał. Wiedziałem, że jeśli pozwolę ją im zabrać nie będzie lepiej, ale przyrzekałem na swoje życie i honor. Musiałem się tego trzymać, ale jakaś cząstka mnie ciągle się buntowała. Ignorowałem ją, ale wydawała się być coraz to głośniejsza. Nie wiedziałem jak długo jeszcze to wytrzymam.
   Ni stąd ni zowąd niedaleko mojej kryjówki mignęła mi znajoma postać. Przynajmniej mi się tak wydawało. Nie byłem jednak pewny. Trochę przypominała Kim, ale to nie mogła być przecież ona. Obiecała mi, że wyjedzie stąd. A może mnie okłamała? Nie to nie możliwe. Nie mogła by. Pewnie umysł płata  mi figle. Zapewne była to jakaś podobna do niej dziewczyna. Tak. Na pewno.

*Kimberly*

   Musiałam dotrzeć tam najszybciej jak się dało. Nikt nie mógł mnie zobaczyć, bo bym miała przerąbane po całości. Chłopaki też by pewnie nieźle po dupie dostali, choć nie za bardzo się martwiłam Gabrielem. Widziałam jak się patrzy na nią. Cholera miałam ochotę mu skręcić kark za to. To nie było zwykłe spojrzenie. Było ewidentnie widać, że coś kombinuje, a znając jego to było sprzeczne z tym co obiecywał. Rzadko kiedy dotrzymywał obietnice. Był też inni niż wszyscy. To mnie przede wszystkim w nim kręciło. Do teraz. No może nadal był cholernie sexowny i nie tylko, ale nie ufałam już mu. Musiałam go mieć pod lupą, ale najpierw musiałam załatwić coś ważniejszego.
   Dość sporo czasu mi zeszło zanim znalazłam odpowiedni dom. Trochę się w tym mieście pozmieniało od czasu mojej ostatniej wizyty. Dwadzieścia pięć lat to jednak nie tak mało. Mimo wszystko sam dom się nic a nic nie zmienił. Nadal gdzieniegdzie odpadała z niego farba, a wokoło roznosił się zapach lawendy.Energicznie podeszłam do drzwi i zapukałam. Długo nie musiałam czekać na nią. Musiałam przyznać wyglądała świetnie.
- Witaj Kimberly. Co cię tu sprowadza? - Powiedziała zapraszając mnie do środka.
- Denise kopę lat. Wyglądasz młodziej niż kiedy byłam tu poprzednio.
- Ma się te sposoby.
- No no no. Co tam u ciebie?
- Czego tym razem potrzebujesz?
- A dlaczego miałabym potrzebować czegoś? Może chciałam zrobić ci niespodziankę i wpaść do ciebie na herbatkę?
- Nie ze mną te żarty. Dobrze wiem, że bez przyczyny się tu nie pojawiasz.
- No dobra. Potrzeba mi informacji o pewnej dziewczynie. Wiesz brązowe włosy, oczy, dość wysoka, z osiemnaście lat.
- Jest tu parę takich.
- Ale pewnie tylko jedna z nich jest tutaj od niedawna. - Denise spoważniała. - Czyli ktoś taki jest. Kto to?
- Dam ci dobrą radę. Nie wtykaj nosa tam gdzie nie trzeba.
- Co ci szkodzi? Ooo już wiem. To musi być ktoś twój, albo ważny dla ciebie. Tylko ciekawe moi też się nią zainteresowali. Musi być bardzo wyjątkowa.
- Chyba powinnaś już iść.
- No cóż dzięki za miłą pogawędkę. Do zobaczenia niebawem. - Uśmiechnęłam się zadziornie. To był dopiero początek.