sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział 20


* Adelaida *

   Poranek już nie był tak optymistyczny. Gdy przypomniałam sobie o przyjaciółkach poczułam pustkę w sercu, która mi od jakiegoś czasu doskwierała. Próbowałam się przekonać, że nauka pomoże mi się z nimi znów zobaczyć, opuścić to miejsce, ale to wcale nie pomagało. Chciało mi się wręcz płakać. To nie tak miało być, nie tak miało wyglądać moje życie. Miało być zupełnie normalne, a zamiast tego dostałam coś takiego.
   Gdy w końcu się uspokoiłam przebrałam się i poszłam na śniadanie. Śmierć dbał o mnie, dogadzał mi w każdy jeden sposób. Mogłam mieć co tylko zapragnęłam. Traktował mnie jak jakąś królową, czy coś w tym stylu. Może było to miłe, ale na dłuższą metę potrafiło wyprowadzić z równowagi nawet człowieka o stalowych nerwach. No bo jak można znieść codziennie po paręnaście razy na dobę pytanie czy jest okey, czy czegoś ci nie potrzeba? Można dostać szału. Nie raz wybuchałam gniewem, ale tłumaczył się, że powinnam przywyknąć do tego typu pytań milion razy na dzień, bo niebawem stanie się to rzeczą codzienną i nie będę mogła uciec od tego. Nie rozumiałam o co mu chodzi, a pytany o wyjaśnienia bardziej szczegółowe wymigiwał się nadmiarem pracy. I jak tu z takim kimś wytrzymać?
   Dziś wyjątkowo nie miałam ochoty zrywać się rano z łóżka. Było mi po prostu zbyt ciepło i przyjemnie by to zrobić. Zastanawiałam się jedynie kiedy przyjdzie Śmierć i zacznie się czepiać, że nie ma mnie na śniadaniu, Traktował to jak świętość i nigdy nie dawał mi spać dłużej niż do godziny ósmej. Nienawidził marnowania czasu. Dziś jednak nie przyszedł. Mijał czas, a ciągle panowała cisza i spokój. Zaniepokoiło mnie to odrobinę. Szybko ubrałam się w to co znalazłam w szafie i zbiegłam na dół. 

* Śmierć *

   Robiła postępy i to duże. Uczyła się szybciej niż mógłbym się tego po niej spodziewać. Idealna uczennica, no dobra to za dużo powiedziane. Idealna by nie celowała we mnie kulą ognia, ale mimo to mogłem być z niej dumny. Przez wieki uczyłem wielu, ale żaden z nich nie zaczynał od zera i nie zrobił na mnie większego wrażenia. Każdy z nich był taki sam. Narcystyczni idioci, którzy sądzili, że mogą mieć wszystko, a okazywało się, że nie dawali sobie rady. Ponosili więcej porażek niż zwycięstw. Nie byli to ludzie, ani nieśmiertelni, a czarownicy. Mieli magię w swoich żyłach. Gdy przychodziło jednak do działania stawali się bezużyteczni, a ja potrzebowałem kogoś odpowiedniego. Kogoś kto nie czeka, działa, nie boi się używać swoich darów. Czekałem na to wiele wieków, aż trafiła się ona. Nie mogłem pozwolić by oni ją dostali. Widziałem już wiele na własne oczy. Widziałem jak oni działają, co robią z takimi jak ona. Nie bez powodu tak niewiele hybryd zostało. Najpierw mydlą im oczy, a potem bum i cię nie ma albo zostajesz ich niewolnikiem i łazisz w tych ohydnych bransoletach lub obrożach. Do końca życia jesteś skazany na ich łaskę lub niełaskę. Nie mogłem pozwolić by i ją to spotkało. Gdy ją po raz pierwszy zobaczyłem coś się we mnie ruszyło. Od tak dawna nic nie czułem. Sądziłem, że wyzbyłem się wszelkiego społeczeństwa, ale dziś mam co do tego wątpliwości. Jest jakby brakującą częścią mnie. Może to dlatego, że przypomina moją siostrę?
   Nie minęła chwila, a Adel była już w salonie. Wyglądała przekomicznie. Koszulkę założyła na lewą stronę, do tego za szerokie spodnie dresowe i grube skarpetki, które zaciągnęła prawie do połowy łydek. Jakby jeszcze było mało jej włosy wyglądały jak gniazdo dla ptaków. Jeszcze ta jej mina zdezorientowana, a ja płakałem ze śmiechu. Jak długo żyłem nigdy nie widziałem czegoś takiego. Nie przypuszczałem, że kiedykolwiek uda mi się coś takiego zobaczyć. 
- A ty z czego się śmiejesz? - Zapytała oburzona. 
- Widziałaś się dziś w lustrze? - Ledwo co  się uspokoiłem, a wystarczyło jedno spojrzenie na nią, a znów zacząłem się śmiać. 
- Bardzo śmieszne. - Odwróciła się na pięcie i pomaszerowała na górę. 
   Gdy wróciła była ubrana już normalnie, a kołtuny zamieniły się w miękkie fale. Udawała, że zabija mnie wzrokiem co wyglądało zabawnie w jej wykonaniu. Wyglądała zupełnie jak Lily w jej wieku. Była tak podobna do niej, a jednak inna. Z wyglądu jedyne co je łączyło to oczy. Miały ten sam kolor i to ciepłe spojrzenie. Za to charakter miały prawie, że identyczny. Tak samo zadziorne, uparte, ale też sympatyczne i przyjacielskie. Wiecznie uśmiechnięte i pełne nadziei. Jak na złość były też magnesem na kłopoty. Jeśli się coś złego działo to w ich obecności. Nie sposób było od tego uciec. Tragedia była nieunikniona. Najgorsze jednak było potem. 

* Sydney *
  
   Zrobili ze mnie mysz laboratoryjną. Ciągle robili badania, testowali. Jakby jeszcze było mało trzymali w izolatce. Po tygodniu czasu myślałam, że dostanę tam świra. Kompletna cisza i sterylność. Jak tak można wytrzymać? Ile jeszcze? Dzień w dzień o to pytałam, ale za każdym razem zostawałam zbyta byle czym. Czasami nawet miałam wątpliwości czy w ogóle kiedykolwiek uda mi się stąd wydostać. Nikt mi nic nie mówił. Było aby zrób to, zrób tamto. Z nudów zaczęłam nawet gadać sama ze sobą. 
   Codziennie wieczorem miałam gościa. Była nim filigranowa blondyneczka o dużych brązowych oczach. Wydawały się niezwykle znajome, ale nie pamiętałam skąd. Co wieczór rozmawiałyśmy o błahostkach, o tym co się dzieje na świecie, a właściwie to ja słuchałam. Blondynka dużo mówiła o Adelaidzie. Nie chciała powiedzieć skąd ją zna, ale bardzo dużo wiedziała, nawet więcej niż ja. Wiedziała gdzie jest i jak się ma. Dzięki temu byłam spokojna. Mówiła też o jakichś czarach, wojnie i potworach. Tylko dzięki niej jeszcze nie ześwirowałam. Dziś też miała przyjść. Czekałam z niecierpliwością na jej odwiedzimy. Miała zdradzić mi tajemnice. 
   Przyszła punktualnie o jedenastej. Jak co dzień miała na sobie sukienkę jak z dawnych lat. Dziś była czarna w białe groszki. włosy do tej pory rozpuszczone zamieniła na wianek z warkocza. Usiadła koło mnie na łóżku i przyglądała mi się przez dłuższą chwilę uważnie. 
- Coś się stało? - Zapytałam.
- Nie, nic. Po prostu nie wiem czy jesteś gotowa. 
- Gotowa na co?
- Na poznanie tajemnicy.
- Dlaczego?
- Ona zmieni cię. Twój sposób w jaki patrzysz na świat się odmieni. Nic już nie będzie takie samo. Z drugiej jednak strony pomoże ci zrozumieć. To co kryje ma wielką wagę.
- Nie do końca rozumiem. Jak ona mi może pomóc.
- Tego ci nie mogę powiedzieć. Dowiesz się sama w swoim czasie. Wszystko po kolei. 
- No dobrze. W takim razie zdradź mi ją. 
   Niespodziewanie znalazła się parę centymetrów przede mną i złożyła pocałunek na moim czole tam gdzie powinno być trzecie oko. Czułam jak ogarnia mnie mrok. Yghh jak ja nienawidziłam tracić przytomność. Ostatnimi czasy działo się to zbyt często. Lecz gdy nastała ciemność równie szybko zamieniły ją przeróżne obrazy, słowa, kolory. Wszelkie tajemnice zostały rozwiane. Dostałam odpowiedzi jakie chciałam, a nawet więcej. Nie wiem jak długo byłam w takim stanie, ale gdy otworzyłam oczy blondynka nadal siedziała na moim łóżku. Przyglądała mi się z lekkim uśmiechem. 
- Kim ty właściwie jesteś? - Mój głos brzmiał jak nie mój, niczym ktoś zupełnie inny. 
- Chaosem. - Uśmiechnęła się złowieszczo. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz